{mosimage}Sensacyjna powieść Dana Browna “Kod Leonarda Da Vinci” stała się pretekstem do licznych dyskusji i sporów na temat granic ingerencji w świętości i kanony. Ostatnio trafiły mi w ręce dwie pozycje patrzące na ten problem z dwu, pozornie tylko przeciwnych, biegunów. Pierwsza z nich jest parodią książki Browna , druga zaś - jej gorliwym sprostowaniem. "> {mosimage}Sensacyjna powieść Dana Browna “Kod Leonarda Da Vinci” stała się pretekstem do licznych dyskusji i sporów na temat granic ingerencji w świętości i kanony. Ostatnio trafiły mi w ręce dwie pozycje patrzące na ten problem z dwu, pozornie tylko przeciwnych, biegunów. Pierwsza z nich jest parodią książki Browna , druga zaś - jej gorliwym sprostowaniem. "> Dekonstruowanie Dana Browna - Portal Kryminalny

Dekonstruowanie Dana Browna

Autor: Tomasz Daniel Dobek
Data publikacji: 19 kwietnia 2007

Wydawnictwo: Wydawnictwo REBIS 2005

Sensacyjna powieść Dana Browna “Kod Leonarda Da Vinci” stała się pretekstem do licznych dyskusji i sporów na temat granic ingerencji w świętości i kanony. Ostatnio ukazały się dwie pozycje patrzące na ten problem z dwu, pozornie tylko przeciwnych, biegunów. Pierwsza z nich jest parodią książki Browna.  


Książkę Robertsa Kod Edy Vinci nazwałbym literacką wariacją humoru Monty Pythona – i w tę stronę szedłbym przy jej ocenianiu. To zgrabne czytadło zawiera w sobie wszelkie wady i zalety pythonowego (brytyjskiego w ogóle?) odbioru świata. Czasem można odnieść wrażenie kiczu kontrolowanego, ironii trafnej i pikantnej, czasem zaś prostackiej, kleconej naprędce zabawy pierwowzorem Browna - bliskiej zwyczajnemu idiotyzmowi.

Dygresje budowane na zasadzie „wchodzimy po uszy w encyklopedyczną definicję przypadkowego motywu” przeważnie nużą i nie służą raczej niczemu; przełożenie nazwisk bohaterów oryginału na ich „dosłowne” odpowiedniki jest dla mnie miałkie; na deser jeszcze – a właściwie na pierwsze danie – szalenie irytują mnie rozmazane po obu stronach okładki didaskalia ostrzegające nas butem w twarz, że mamy do czynienia z parodią, produktem niskokalorycznym i literaturopodobnym – wszystko jedno, czy był to pomysł autora, czy wydawcy („Balcerowicz musi odejść”– na cóż, skąd i dlaczego?!!!).

Narzekać mógłbym jeszcze wiele... i byłoby to niesprawiedliwością, jako że powieść Robertsa czyta się jednak lekko i przyjemnie. Wziąwszy kurs na czytadło, tak należy na nią patrzeć – intrygę Kodu Leonarda Da Vinci okrojono do kilku kluczowych epizodów, protagonistów wykrzywiono i wyśmiano. Czasem z głową, czasem bełkotliwie, a miejscami, o dziwo, bardzo prawdopodobnie oddano subtelne iskrzenie na płaszczyźnie On – Ona. Dodatkowo - wszystko to wzięto, chyba nieprzypadkowo, w duchu bardzo filmowym, a przemawiają za tym nie tylko liczne odnośniki do figur ekranu (czasem nawet nachalne), ale i sposób obrazowania niektórych scen, mylenia tropów czy stopniowania napięcia - jak np. w momencie oczekiwania na wejście mordercy do kościoła, gdzie suspens zdekonstruowano wedle reguł filmowych parodii.

Najistotniejszy w tej pozycji jest zaś dystans, z jakim potraktowano wszelkie teorie spiskowe – Roberts wyszedł z założenia, iż sensacje Dana Browna, choćby i podparte faktycznymi poszukiwaniami, są przede wszystkim poetycką licencją, egzotyką, barwną i frapującą rozrywką – i jako taką traktuje ją w swych wariacjach. Wariacjach, które także dobitnie kreślą, do jakiego stopnia można naciągać wszelkie „fakty”, i do jakich paradoksów (i zwichrowań) może to prowadzić.

Jeśli zaś mowa o dystansie  - tego chyba zabrakło drugiej pozycji dyskutującej z „Kodem Leonarda Da Vinci”. O ile "Kod Edy..." parodiował fikcję Dana Browna, o tyle Bart Ehrman prostuje historyczne luki tegoż.

Ehrman napisał rzecz mającą pretensje naukowe, choć jest to tylko kaliber kanału „Discovery”, a powieść Browna potraktował, chyba zbyt pochopnie, jako zamierzony apokryf, mający zasiać ferment wśród otępiałych maluczkich (co pokutuje zresztą u całej masy kolegów Ehrmana po fachu). Z gorliwością neofity (choć jest sam historykiem świeckim) oddziela fikcję „Kodu...” od prawdy, lub raczej od jej okruszyn: cesarz Konstantyn, pisma nieewangeliczne, źródła wiedzy o Jezusie i Marii Magdalenie, rola kobiet w czasach Nowego Testamentu – autor wszystko to przybliża, weryfikuje, prostuje fantasmagorie Browna, tu i tam powątpiewa, tam i tu krzyknie co bardziej zacietrzewiony.

Owszem, samo z siebie jest to lekturą fascynująca, tego negować nie sposób, jednakże wchodząc w to całe historyczne gawędziarstwo, de facto, wchodzi na tę samą płaszczyznę, z której wyszedł Brown: obaj dają nam biblijne podróże alternatywne – alternatywne wobec kanonu, który uznany jest za święty i nietykalny. Kanonu, który Brown potraktował przygodowo, Ehrman zaś - historycznie, a historia i faktografia stoi nieraz daleko od wersji uświęconych...
 
I przez to, choć w zamierzeniu Ehrman stoi w opozycji do Browna, sam także staje się „świętokradcą”. Z jednej strony Dan Brown dał nam inteligentną fantasmagorię kryminalną spod znaku Nowej Przygody (ciekawe, czemu nikomu jeszcze nie przyszło do głowy prostować religijnych motywów w trylogii Indiany Jones’a !), z drugiej Ehrman dał zimne, literalne rozbieranie świętości – i mamy dwie rzeczy, które powinny się wzajemnie uzupełniać, nie zaś negować.

Obie zaś powinny mieć podstawowe zadanie, które stoi ponad ich podziałami: powinny pobudzać intelekt, co w żadnym razie nie powinno być rozumiane jako zabijanie ducha.


 
Kod Edy Vinci
A.R.R.R.Roberts
/The Va Dinci Cod/
Zysk i S-ka 2005
ISBN 83-7298-848-X
Stron: 168


Prawda i fikcja w >>Kodzie Leonarda Da Vinci<<
Bart Ehrman
/The truth and fiction in The Da Vinci Code/
Wydawnictwo REBIS 2005
ISBN: 8373017194
Stron: 252







 

Udostępnij