Wszyscy nieraz zastanawialiśmy się, czy gdzieś tam na świecie mamy swojego sobowtóra. Jak to by było: spotkać kogoś, kto wygląda zupełnie jak my? To niewinna i nikomu nie robiąca krzywdy ciekawość. Co jednak w sytuacji, gdyby ktoś chciał przejąć naszą tożsamość i posługiwać się nią we własnych celach? Myślę, że nikt z nas nie chciałby się w takich okolicznościach znaleźć.
Hans wyrusza do Strasburga. Jedzie do rodziny Steinerów, jako odnaleziony syn Helgi. Po roku korespondencji postanawia odwiedzić matkę i jej rodzinę. Zachłystuje się nowym światem i postanawia tam zostać.
(...) nowa rzeczywistość zdecydowanie odbiegała od zgrzebnej, bezbarwnej codzienności, którą tak dobrze znał. Hans czuł się tak, jakby kazano mu podziwiać czarno-białą reprodukcję jakiegoś znanego obrazu, a potem pokazano oryginał. Nowy świat rwał oczy, lśnił od świateł, smakował jak egzotyczne danie.
Dzięki pomocy wuja Helmuta Hans dostaje pracę w Parlamencie Europejskim. Jest tam bardzo lubiany, świetnie sobie radzi. Po tym, jak dzięki rodzinie Steinerów nabiera ogłady i wreszcie przestaje czuć się przytłoczony nową rzeczywistością, zaczyna układać sobie życie. Wyprowadza się do wynajętej kawalerki, nie rezygnując jednak z bliskich kontaktów z rodziną.
W tym samym czasie w Gdańsku Jan Bitner przeżywa ciężkie chwile po śmierci matki, z którą był bardzo zżyty. Jego żona, Olga, boi się, że mężczyzna znów sięgnie po alkohol. Dobrze wie, że ani ona, ani ich córki nie znieśliby tego ponownie. W pewnym momencie, zupełnym przypadkiem, Bitner dowiaduje się, że dopiero co zmarła kobieta nie była jego biologiczną matką. Okazuje się, że jest on synem radzieckiego żołnierza i Niemki, którą wysiedlono z Polski po wojnie. Jan czuje się zdruzgotany i ma wrażenie, że świat, który znał do tej pory, właśnie się skończył. Postanawia zatem za wszelką cenę dotrzeć do tajemnicy swojego pochodzenia. Staje się to obsesją, z którą nikt nie jest w stanie walczyć. Mężczyzna nie ma pojęcia, że każdy kolejny krok nie tylko przybliża go do prawdy, ale też ściąga coraz większe niebezpieczeństwo na niego i jego rodzinę.
Była matką bardziej niż ta druga, o której nie wiedział nic ponad to, że kiedyś mieszkała w Strasburgu. Czasem myślał, że miał dwie matki, a czasem – że nie miał żadnej.
„Doppelganger” to dobra i wciągająca powieść. Opis na okładce powieści został świetnie skonstruowany i nie zdradza wszystkiego od razu. Obie historie, Jana i Hansa, są ciekawe i intrygujące. Ich wybory, często nieracjonalne, budują fabułę w wyjątkowy sposób. Powieść świetnie przedstawia tragizm sytuacji i ludzką bezradność: w pewnych kwestiach ani Hans, ani Jan nie mieli szans, by postąpić inaczej, choć niezaprzeczalnie to Jan stracił dużo więcej (nawet nie wiedząc nawet, że to możliwe). Autorzy oddali istotę i sedno trudnych czasów, w których przyszło żyć bohaterom. Rozważania i wewnętrzne rozterki mężczyzn niektórym mogą wydać się nudne i hamujące akcję, ale to one są sercem tej powieści. Wewnętrzna walka, brak alternatywy dla podejmowanych decyzji, rozbieżności między tym, co by się chciało, a tym, co należy i można zrobić – to wszystko buduje rzeczywistość Jana i Hansa. Uważam, że ci dwaj bohaterowie zostali doskonale skonstruowani pod względem psychologicznym. Czytając, miałam wrażenie, że ich problemy dotyczą również mnie, że to ja stoję między młotem a kowadłem, nie wiem, co wybrać, po raz kolejny muszę zdecydować, czy posłucham serca, czy rozumu.
Na szczególną uwagę zasługuje prolog książki, mroczny i niepokojący, który sprawia, że lekturę zaczynamy z poczuciem dyskomfortu. Jest to jednak dyskomfort, który intryguje, rodzi pytania, popycha, żeby jak najszybciej znaleźć na nie odpowiedzi i spróbować skonstruować całość z rozrzuconych strzępków. Czy nie na tym właśnie polega dobra powieść?