Mam szczerą nadzieję, że wśród powieści, które od jakiegoś czasu wręcz zalewają polski rynek książki, „Dziewczyna z Summit Lake” nie przejdzie niezauważona. Debiut Charliego Donlea to bowiem przyzwoity thriller, który trzyma czytelnika w napięciu do ostatnich stron. I choć nie obyło się bez niedociągnięć, byłoby szkoda, gdyby ta książka przeszła bez echa.
„Zero podejrzanych. Zero zamieszanych. Tylko dziewczyna, która jednego dnia żyła, a drugiego była już martwa” – tak czytamy na pierwszych stronach powieści. Ta dziewczyna to Becca Ecklersley, pochodząca z bardzo bogatego domu studentka pierwszego roku prawa na Uniwersytecie George’a Washingtona. Becca przyjechała do letniej posiadłości rodziny w Summit Lake, by w spokoju pouczyć się przed trudnym egzaminem – i została zamordowana. Na miejsce przyjeżdża Kelsey Castle, dziennikarka śledcza, której trudno uwierzyć, że do bestialskiej zbrodni doszło w tak sielankowej miejscowości.
Przedstawiane wydarzenia poznajemy z dwóch perspektyw. Autor pokazuje nam dziennikarskie śledztwo Kelsey Castle i równocześnie opowiada o roku przed śmiercią Becki, przybliżając wydarzenia, które do niej doprowadziły. Akcja ma raczej spokojne tempo; momentami w warstwie fabularnej bliżej tej książce do powieści obyczajowej niż thrillera. Ale w tle nieustannie czai się zagrożenie, które nie pozwala czytać ze spokojem, a zwroty akcji budują napięcie.
Autor osadził akcję „Dziewczyny…” w małym miasteczku, więc od początku spodziewamy się po niej tego, co znajdujemy w innych kryminałach z podobnym tłem: dusznej atmosfery, nieufności mieszkańców wobec obcych i czających się na każdym kroku tajemnic. „Summit Lake to nie Miami. Tutaj ludzie zachowują się inaczej, zwłaszcza miejscowi. Dbają o swoją prywatność, więc uważaj, jak ich traktujesz” – ostrzega Kelsey nowa znajoma. A jednak wszystko dzieje się jakby na przekór tym słowom: miejscowi traktują dziennikarkę życzliwie i bardzo chętnie pomagają jej odkryć prawdę na temat śmierci Bekki. Tyle że policja stanowa, która przejęła od miejscowych władz śledztwo, próbuje zamieść tę sprawę pod dywan. Chyba – tak naprawdę nie wiemy bowiem, co władze robią w sprawie morderstwa. I to według mnie wada powieści. Autor nie musiał oczywiście pokazywać działań policji (tematem książki jest śledztwo, ale dziennikarskie), natomiast z opisywanych wydarzeń możemy wnioskować, że nie próbuje ona wcale odkryć prawdy o śmierci Becki; choć policjanci mają mnóstwo dowodów, że dziewczynę zabił ktoś znajomy, ślepo upierają się, że stoi za tym nieznany sprawca. Mało tego, próbują przeszkodzić Kelsey w odkryciu prawdy. A przecież wszystko to, co dziennikarka odkrywa z dużym trudem, dla policji byłoby kwestią kilku godzin pracy (i to niezbyt ciężkiej). Wytłumaczenie, że to wpływowy ojciec Becki blokuje śledztwo, niezbyt do mnie przemawia. Przecież chyba każdy kochający ojciec chciałby się dowiedzieć, co stało się z jego córką?
Donlea tworzy więc w swojej debiutanckiej powieści panoramę postaci, na którą składają się mieszkańcy miasteczka (w większości bardzo sympatyczni, chwilami aż nazbyt) oraz Becka i jej przyjaciele; na ich przykładzie autor pokazuje mechanizmy budowania przyjaźni i kruchość więzi między ludźmi. Sama Becca jest trudna do uchwycenia, jej portret jest rozmyty, nieoczywisty. Ale najciekawsza pozostaje dla mnie Kelsey Castle: z jednej strony bohaterka z tajemnicą (dość szybko ujawnianą czytelnikom), z drugiej: zwyczajna kobieta.
No dobrze, tyle o postaciach. A jak „Dziewczyna z Summit Lake” wypada jako thriller? Moim zdaniem: bardzo dobrze. Liczba podejrzanych jest tutaj ograniczona do zaledwie kilku postaci, a jednak długo mamy wątpliwości, co tak naprawdę się stało. Wszystko dlatego, że autor bardzo umiejętnie – przepraszam za kolokwializm – robi czytelników w balona. Atmosfera jest dokładnie taka, jakiej oczekuję od thrillera: zabójstwo brutalnie przerywające małomiasteczkową sielankę budzi niepokój, który udziela się czytelnikowi i nie opuszcza go do ostatnich stron. Z zapałem przewracamy więc kolejne kartki, by w końcu odkryć prawdę. Dlatego uważam debiutancką powieść Charliego Donlea – mimo kilku dostrzegalnych wad – za udaną. Mam nadzieję, że autor coś jeszcze napisze. I że polski wydawca nie dorzuci do tytułu słowa „dziewczyna”, tak jak tutaj (oryginalny tytuł brzmi po prostu „Summit Lake”) – czytelnikom przejadły się już chyba wszystkie te tytułowe dziewczyny.
Czy możesz czemukolwiek ufać, jeśli twoje życie to kłamstwo?
02 września 2024
Prawdę łatwo przeoczyć, nawet gdy mamy ją tuż przed sobą.
23 kwietnia 2021
To nie była banda dzieciaków igrająca z ogniem. To była cholerna rzeź.
05 lutego 2021
Prawda to dopiero połowa historii…
15 czerwca 2018
Zero podejrzanych. Zero zamieszanych. Tylko dziewczyna - jednego dnia żywa, kolejnego już martwa. Powieść "Dziewczyna z Summit Lake" Charliego Donlea ukazała się pod naszym ...
14 września 2016