Ike Randolph i Buddy Lee Jenkins, główni bohaterowie „Kolczastych łez” S.A. Cosby’ego, po raz pierwszy spotykają się na pogrzebie swoich synów. Isaiah i Derek zostali zamordowani trzy miesiące po swoim ślubie, a policja wydaje się bezradna, dlatego ojcowie postanawiają sami odnaleźć winnego i wymierzyć sprawiedliwość. Obaj kierują się podobnymi pobudkami: żalem, że przez swoje uprzedzenia nie ułożyli sobie relacji z synami i już tego nie nadrobią, i pragnieniem odkupienia swoich win poprzez zemstę. Tytułowa metafora – łzy, które rozdzierają twarz jak ostre kolce, by w finale zamienić się w „długo oczekiwaną odpowiedź na tęskną modlitwę o deszcz” – świetnie oddaje drogę, którą przechodzą bohaterowie.
A raczej antybohaterowie, bo Ike i Buddy Lee nie są moralnie nieskazitelni, delikatnie mówiąc. Obaj to byli więźniowie, obaj lubią przemoc i obaj nie akceptowali orientacji seksualnej swoich synów. Ike po odsiadce wyszedł na prostą: założył własną firmę i nie dostał nawet mandatu za złe parkowanie. Mimo to wciąż pada ofiarą rasistowskich uprzedzeń – policja regularnie go zatrzymuje, bo „czarny w drogim samochodzie” budzi podejrzenia. Buddy Lee z kolei mieszka w przyczepie, nie stroni od alkoholu i wciąż ma znajomości w przestępczym półświatku. Żaden z nich nie jest sympatyczny i żadnego nie jesteśmy w stanie polubić od pierwszego spotkania (zresztą oni sami też się nie lubią). A jednak szybko zaczynamy im kibicować, ponieważ w ich działaniach, mimo że brutalnych i krwawych, widać desperację i pragnienie naprawienia tego, co zepsuli za życia swoich synów.
Gdybym mógł pogadać z Derekiem przez pięć minut, wiesz, co bym mu powiedział? „Nie obchodzi mnie, z kim się pieprzysz. Nic a nic”.
Od strony gatunkowej „Kolczaste łzy” to powieść sensacyjna. Po krótkim wstępie, w którym poznajemy zarys całej historii, przechodzimy zatem do akcji. Na swojej drodze do zemsty Ike i Buddy Lee nie cofną się przed niczym, a że droga ta prowadzi ich w świat gangsterów, szybko robi się krwawo i brutalnie. Opisy starć i walk mają wiele wspólnego z tymi, które serwuje nam w swoich książkach Lee Child, i podobnie jak Jack Reacher bohaterzy „Kolczastych łez” leją po mordach (wybaczcie język, ale to sformułowanie najlepiej oddaje powieściowe wydarzenia) w słusznej sprawie. Poszukują przecież osoby odpowiedzialnej za śmierć ich synów.
Ale „Kolczaste łzy” to nie tylko akcja. To także mocny komentarz społeczny. Cosby, reprezentant nurtu „Southern noir”, jak możemy przeczytać w jego biogramie, zanurza fabułę w realiach amerykańskiego Południa, a konkretnie Wirginii. Rzeczywiście, jest na kartach tej powieści rzeczywistość świata Pasa Biblijnego, gdzie konserwatywny światopogląd wciąż ma się dobrze, homoseksualizm jest grzechem, a pamięć o segregacji rasowej pozostaje żywa. Co prawda momentami autor wykłada swoje poglądy zbyt wprost, stając się przez to nieznośnie moralizatorski – na szczęście to rzadkie chwile, bo w przeważającej części wątki społeczne są naturalnie wplecione w fabułę. Nie dziwi mnie zatem wcale, że powieść zdobyła wiele amerykańskich nagród książkowych – pod atrakcyjną, wciągającą fabułą kryją się tematy, które w Stanach Zjednoczonych (choć przecież nie tylko tam) są niczym otwarta rana.
„Krwawe łzy” to rzecz, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Ta pozornie prosta historia ojców, którzy chcą pomścić swoje dzieci i jednocześnie próbują zrozumieć własne błędy, to równocześnie opowieść o miłości, przebaczeniu i walce z własnymi uprzedzeniami, okraszona refleksjami na temat ludzkiej natury, podziałów społecznych i walki i akceptację różnorodności. Krótko mówiąc: S.A. Cosby stworzył powieść, która skłania do refleksji, jednocześnie dostarczając rozrywki.
Opowieść o człowieku przypartym do muru przez biedę, uprzedzenia rasowe i swoją przestępczą przeszłość.
30 września 2024