Morderca znad Green River, Ann Rule

Autor: Ewa Dąbrowska
Data publikacji: 12 września 2022

Morderca znad Green River. Historia polowania na najokrutniejszego zabójcę w historii Stanów Zjednoczonych

Autor: Ann Rule
Przekład: Aleksandra Radlak
Wydawnictwo: SQN
Premiera: 10 sierpnia 2022
Liczba stron: 618

Dwie dekady śledztwa

Wendy, Gisele, Debra, Marcia, Mary, Linda, Denise… To zaledwie kilka spośród ofiar Mordercy znad Green River. Gary Ridgway, bo tak nazywa się ten jeden z najkrwawszych amerykańskich seryjnych morderców, mówił podczas swojego procesu tak:

Zabiłem czterdzieści osiem wymienionych kobiet. W większości przypadków nie znałem imion kobiet, które mordowałem. W większości przypadków zabijałem je przy pierwszym spotkaniu i nie pamiętam dobrze ich twarzy. Zabiłem tyle kobiet, że trudno mi je uporządkować w pamięci… […] Wybierałem prostytutki, ponieważ nienawidzę większości prostytutek, i nie chciałem im płacić za seks. Wybierałem prostytutki także dlatego, że łatwo było je złapać i nie zostać zauważonym. Wiedziałem, że ich zaginięcie nie zostanie zgłoszone od razu, a może nigdy. Wybierałem prostytutki, ponieważ sądziłem, że mogę zabić tyle, ile chcę, i nikt mnie nie złapie.

Zanim jednak Ridgwaya złapano i osądzono, minęło niemal dwadzieścia lat. Jak to się stało, że człowiek, który w szkole radził sobie słabo i z którego regularnie się naśmiewano, mężczyzna sprawiający wrażenie nieco nierozgarniętego, przez dwie dekady umykał organom ścigania, a w międzyczasie zabił co najmniej 48 kobiet (co najmniej, bo podejrzewa się, że ofiar mogło być dwukrotnie więcej)? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć w swojej książce Ann Rule, amerykańska królowa true crime’u. 

Pierwsza publikacja tej autorki, z którą miałam okazję się zapoznać – a jednocześnie jej debiut – to „Ted Bundy. Bestia obok mnie”. Książka o mordercy znad Green River została wydana niemal ćwierć wieku później, w 2004 roku, jako dwudzieste drugie dzieło tej autorki. Może dlatego, mimo oczywistych podobieństw wynikających z faktu, że obie pozycje traktują o seryjnych mordercach, tak wiele je różni? Co ciekawe, to debiut Ann Rule podobał mi się bardziej. Zapewne dlatego, że był bardziej osobisty – w końcu autorka znała Bundy’ego osobiście, a uświadomienie sobie jego zbrodni było dla niej szokiem. 

Nie znaczy to, że „Morderca znad Green River” mnie zawiódł. W tej książce też są emocje, tyle że innego rodzaju. Wszystko dlatego, że przez dużą jej część Ridgwaya niemal nie ma – samo nazwisko mordercy pojawia się dopiero na czterysta jedenastej stronie, choć wcześniej co jakiś czas autorka serwuje nam rozdziały przedstawiające najważniejsze momenty z jego życia. Pierwsza część publikacji skupia się na kobietach (w większości prostytutkach, ale nie tylko), które znikają bez śladu w okolicach lotniska w hrabstwie King, na przedmieściach Seattle. Cel autorki jest wyraźny: oddać ofiarom mordercy choć odrobinę sprawiedliwości, sprawić, by nie przepadły całkiem w niepamięci. Z tej opowieści – o Kimi-Kai, Pammy, Cheryl, Tinie, April… – wyraźnie przebija smutek, choć właściwie Ann Rule tylko przytacza fakty. Zniknięcia niektórych dziewczyn nikt nawet nie zauważył, nikt nie czekał na ich powrót, nikt po nich nie płakał – ot, pewnego dnia przestały się pojawiać tam, gdzie zwykle się pojawiały, to wszystko. Inne zostawiły zrozpaczone rodziny – matki, ojców, chłopaków. Jedne były ostrożne, inne lekkomyślne. I wszystkie spotkał ten sam los.

Jeszcze więcej miejsca autorka poświęca w swojej książce policjantom i ich wytrwałej, mozolnej i trwającej dwie dekady pracy. Czterdziestu detektywów pracujących nad sprawami, setki przesłuchanych osób, tysiące przebadanych śladów – i nic: 

Piętnaście milionów dolarów oraz ogromna ilość pracy i poświęcenia nie zdołały przyskrzynić prawdziwego zabójcy, choć do akcji wkroczyli najlepsi detektywi w Ameryce pełni energii i pewności siebie. 

Jednak nie jest też tak, że o Ridgwayu nikt nie wiedział; był przesłuchiwany, jeden ze śledczych był nawet przekonany o jego winie długo przed jego zatrzymaniem. Tyle że przez lata nie udało mu się niczego udowodnić. W pewnym momencie autorka stwierdza: Mijający czas i ogromne postępy w kryminalistyce były nieocenionym wsparciem dla badających sprawy znad Green River. Tymczasem z lektury jasno wynika, że bez rozwoju technologicznego rozwiązanie tej sprawy nie byłoby w ogóle możliwe – testy DNA czy badanie śladów farby pozostawionej na odzieży ofiar to stosunkowo nowe wynalazki, a to właśnie dzięki nim udało się ostatecznie powiązać Ridgwaya z morderstwami.

Książka Ann Rule – jako reporterska, z zasady bezstronna i wnikliwa opowieść o trwającym blisko dwadzieścia lat pościgu za bezwzględnym mordercą – jest wręcz naszpikowana detalami. Daty, nazwiska i cytaty, czy to z wypowiedzi świadków bądź śledczych, czy z policyjnych dokumentów, pojawiają się tu gęsto. To sprawia, że nie sposób nazwać „Mordercy znad Green River” lekką lekturą. Również dosłownie: twarda oprawa i ponad sześćset stron robią swoje (zanim jednak stwierdzicie, że publikacja mogłaby mieć nieco mniejszą objętość, weźcie pod uwagę, że akta sprawy Mordercy znad Green River liczyły sobie 420 tysięcy stron). Ale niech Was nie przeraża rozmiar tej książki – jeśli interesujecie się tematem seryjnych morderców, to dla Was pozycja obowiązkowa. 

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Morderca znad Green River. Historia polowania na najokrutniejszego zabójcę w historii Stanów Zjednoczonych" Ann Rule

PRZECZYTAJ TAKŻE

NOWOŚĆ

Morderca znad Green River, Ann Rule

Jedna z największych zagadek kryminalnych Ameryki, rozwiązana po 20 latach śledztwa i opisana w mistrzowskim stylu przez królową true crime – Ann Rule.

10 sierpnia 2022

RECENZJA

Ted Bundy. Bestia obok mnie, Ann Rule

Dziennikarka pisząca o okrutnych zbrodniach popełnianych na młodych dziewczynach dowiaduje się, że mordercą jest jej bliski znajomy. Brzmi jak fabuła niezbyt wiarygodnej ...

22 listopada 2021

NOWOŚĆ

Ted Bundy. Bestia obok mnie, Ann Rule

Pierwsze polskie wydanie klasyki true crime!

28 lipca 2021