W jednym z warszawskich mieszkań policja odnajduje budzący grozę obraz utworzony z fragmentów ludzkiego ciała. Nie wiadomo, gdzie znajduje się reszta ofiary. Wkrótce z redaktorem Maksem Brytem, dawniej zajmującym się dziennikarstwem śledczym, kontaktuje się morderca. Wyznacza go jako pośrednika między sobą a policją, a dokładniej parą policjantów, która objęła sprawę: Aną Zatorską i Jakubem Sztielem. Dodatkowo nakazuje mu także pośredniczyć między sobą a społeczeństwem. Bryt ma regularnie pisać i umieszczać w prasie artykuły o jego poczynaniach. Oprawca ma bowiem misję: chce dać nauczkę tym, którzy ingerowali we własny wygląd, poprawiali go, dokonując licznych operacji plastycznych. Chce podreperować ich zniszczone ciała i dusze. Wyeliminować wady i rysy, poddać korekcie to, co w jego oczach zostało zepsute. Chce być Naprawiaczem.
– Zabijanie to według ciebie naprawianie? – spytał, siląc się na spokój.
– Właśnie tak – odpowiedział nieznajomy z nieskrywaną satysfakcją.
Gdybym miała zamknąć swoją opinię o debiucie literackim Piotra Kuźniaka w kilku określeniach, powiedziałabym: mocny, brutalny, makabryczny. Od razu nasunęły mi się skojarzenia z książkami takich autorów, jak Chris Carter czy Cody McFadyen. Chętnie sięgam po taką prozę, więc „Naprawiacz” okazał się dla mnie lekturą z serii: odłożę dopiero, gdy poznam zakończenie. Co nie oznacza, że w moim odczuciu jest to thriller idealny. Pewne jego elementy wydały mi się mało realne lub nieco przesadzone. Śledczy, który po ciężkich obrażeniach i śpiączce od razu wraca do czynnej służby? Osoby postronne prowadzące dochodzenie razem z policją? To trochę jak w amerykańskim kinie akcji, w przypadku którego dość często nadmiar efektów specjalnych budzi u odbiorcy wrażenie deficytu realizmu. Również wytypowanie mordercy w pewnym stopniu okazało się nietrudnym zadaniem. Dlaczego więc w ogólnym rozrachunku oceniam „Naprawiacza” nie najgorzej? Mimo rys ta opowieść zaciekawia, naprawdę trudno się od niej oderwać. Sam pomysł na fabułę jest oryginalny. Akcja została poprowadzona wartko, język jest przystępny, a finał okazał się nie do końca tak oczywisty, jak można było wcześniej podejrzewać. Poza tym pewna rzecz wyszła autorowi świetnie – a udaje się to niewielu pisarzom. Bo choć oczywiście wszystkie te mroczne historie wzbudzają we mnie szereg emocji (od współczucia ofiarom, poprzez zdumienie chorymi i pokrętnymi umysłami oprawców, aż po oczekiwanie na ich schwytanie i wymierzenie sprawiedliwości), to zazwyczaj nie ma wśród nich strachu. Tymczasem Piotrowi Kuźniakowi udało się mnie porządnie wystraszyć. Wykreował takiego bohatera i taki świat zbrodni, że po zgaszeniu światła czułam się nieswojo.
„Naprawiacz” to mocna rzecz. Sporo tu makabry w opisach poczynań mordercy czy wulgaryzmów w dialogach postaci. Czy więc każdy czytelnik tego gatunku odnajdzie się w takiej stylistyce? Z pewnością nie. Ale jeśli komuś powyższe nie przeszkadza, a dodatkowo lubi dynamicznie poprowadzoną akcję, bez pauz, przegadania i nużących fragmentów, ciekawą fabułę z plot twistami oraz finał wiele wyjaśniający, ale jednocześnie pozostawiający otwartą furtkę, to jest to pozycja dla niego.