„Sądowe znaki zapytania” to pitawal, czyli zbiór sprawozdań z rozpraw sądowych. Coś, co w polskiej literaturze pojawia się stosunkowo rzadko – częściej w ręce czytelników trafiają bowiem reportaże kryminalne, które o salę sądową jedynie zahaczają. Tymczasem sprawozdania, co pokazuje książka Heleny Kowalik, mogą być równie interesujące. Zwłaszcza wówczas, gdy dotyczą spraw, o których w mediach mówiło się niewiele.
Helena Kowalik, dziennikarka i reporterka, pisze od wielu lat – głównie reportaże i właśnie sprawozdania z rozpraw sądowych. I to doświadczenie w owej książce widać: choć autorka porusza sprawy najnowsze, z ostatnich kilku czy kilkunastu lat – wyjątkami są zabójstwo rodziny Jaroszewiczów z 1992 roku i późniejsza o sześć lat śmierć Marka Papały – to jej teksty są w „starym” stylu. Stanowią one owoc piętnastu lat chodzenia na rozprawy sądowe. Ale Kowalik pisze nie tylko o tym, co działo się na sali sądowej. Owszem, przywołuje słowa oskarżonych, świadków i sędziów, ale wydarzenia z sali sądowej znajdują dopełnienie w rozmowach, bowiem w niektórych przypadkach – tam, gdzie było to możliwe – autorka spotkała się z oskarżonymi, by spróbować dociec, co nimi kierowało.
Teksty zamieszczone w „Sądowych znakach zapytania” nie są jednorodne. Zostały podzielone tematycznie: część „Za kraty do końca życia” to opowieści o sprawach, w których zapadły wyroki dożywocia, „Nie wiem dlaczego” traktuje o procesach, w których nie udało się ustalić motywacji sprawców, „Młyny sprawiedliwości mielą powoli” dotyczy spraw, w których wyjaśnienie znaleziono po latach (albo jeszcze się to nie udało – ale autorka nie traci nadziei), a tytuły części „To tylko seks” i „Dla pieniędzy” mówią same za siebie. Możemy zatem znaleźć w tym pitawalu różne historie: od nastolatka, który zabił kolegę, bo ten podobno miał u niego dług, przez mężczyznę, który odciął głowę (!) swojej partnerce (która go zresztą utrzymywała), zabójstwo znanego muzyka, Roberta Brylewskiego, kobiecie, która wyrzuciła za płot właśnie urodzone dziecko – na sfałszowaniu testamentu czy podrabianiu aktów własności skończywszy. Wielki plus za poruszanie spraw, które przemknęły niezauważone lub niemal niezauważone, a na zauważenie zdecydowanie zasługują. Kowalik nie pisze bowiem – znów: z wyjątkiem sprawy Jaroszewiczów i zabójstwa generała Papały – o procesach z pierwszych stron gazet (chyba że brukowców). Tymczasem warto o nich mówić, warto podejmować próby zrozumienia, co prowadzi ludzi do zbrodni. Na mnie największe wrażenie zrobił najdłuższy tekst w książce. Nie ze względu na sposób, w jaki została opisana przedstawiona w nim sprawa, a na samą tę sprawę: partner pewnej kobiety zabija jej ojca i prawda wychodzi na jaw po dwóch dekadach. W tym czasie siostra owego partnera siedzi w więzieniu za zabójstwo męża, a jego brat – za zabójstwo bezdomnego. To po raz kolejny uświadomiło mi, że żyję w bańce…
Jedyne, czego brakowało mi w tekstach Heleny Kowalik, to nieco wyraźniejsze określenie ram czasowych – nie we wszystkich bowiem można znaleźć informację, kiedy dokładnie doszło do opisywanych wydarzeń. Poza tym jednak nie mam zastrzeżeń. Choć reportaże są popularnym gatunkiem – ostatnio coraz popularniejszym, o czym świadczy chociażby liczba nominacji do najpoważniejszych nagród i same nagrody – „Sądowe znaki zapytania” to rzecz nieco inna. Warto sprawdzić, na czym ta inność polega.
Niewyjaśnione zbrodnie. Zmowy milczenia. Świat korupcji i brutalnych przestępstw. Reporterka sądowa Helena Kowalik opisuje najgłośniejsze zabójstwa, o których mówiła i ...
19 listopada 2021