Kiedy trzy dwunastolatki wybierają się na spacer do parku, nikt się nie spodziewa, że zakończy się to próbą zabójstwa. Dlaczego Morgan dziewiętnaście razy dźgnęła nożem swoją najbliższą przyjaciółkę Bellę i dlaczego Anissa jej nie powstrzymała? Dokąd Morgan i Anissa planowały uciec po śmierci Belli? I kim jest tajemniczy Slenderman, który „wydawał im polecenia”?
Gdyby ktoś napisał kryminał, w którym zbrodnia wygląda właśnie tak, czytelnicy uznaliby zapewne, że za bardzo ponosi go wyobraźnia. Jak to: dwunastolatki, które próbują zabić koleżankę, bo każe im to zrobić fikcyjna postać, o której przeczytały w internecie? Ba: planują potem uciec pieszo ponad pięćset kilometrów do siedziby tej właśnie postaci? Tymczasem do tych wydarzeń rzeczywiście doszło – i to całkiem niedawno, bo w roku 2014, w amerykańskim stanie Wisconsin. A „Slenderman”, reportaż Kathleen Hale, próbuje tę wielowymiarową historię przybliżyć i pokazać wszystkie jej warstwy.
Pełny tytuł tej pozycji brzmi „Slenderman. Internetowy demon, choroba psychiczna i zbrodnia dwunastolatek”, co jednoznacznie wskazuje, na których elementach tej historii skupia się autorka. Prowadzi tę opowieść chronologicznie, dlatego najpierw poznajemy bliżej trzy główne bohaterki. Dowiadujemy się, kiedy Bella i Morgan się zaprzyjaźniły, jak wyglądała ich relacja i jak w tej relacji odnalazła się Anissa. Czytamy o fascynacji nastolatek creepypastami, czyli strasznymi historyjkami zamieszczanymi w internecie. Jednym z ich bohaterów jest Slenderman i to właśnie on najbardziej fascynuje Morgan i Anissę – a fascynacja szybko przeradza się w obsesję, która prowadzi do próby zabójstwa.
To pierwsza część książki, której rzeczywiście najbliżej do reportażu o zbrodni i jej przyczynach. Kathleen Hale stara się nie narzucać nam swojego zdania, przedstawia tę historię raczej beznamiętnym tonem, faszerując ją detalami, ale próbując zachować obiektywność. Jednak w drugiej części – opowieści o tym, co działo się po próbie zabójstwa – książka nieco zmienia formułę i z reportażu o zbrodni staje się reportażem o tym obliczu Ameryki, którego wolelibyśmy nie znać. I ta część przeraża chyba nawet bardziej. Bo Morgan i Bella – dwunastolatki, przypomnijmy – mają być sądzone jako dorosłe, grożą im wyroki kilkudziesięciu lat więzienia. Wkrótce jednak u Morgan zostaje zdiagnozowana schizofrenia. Tyle że to niewiele zmienia: nastolatka długo jeszcze pozostaje w więzieniu dla dorosłych, pozbawiona możliwości leczenia. Dlaczego? I jak to możliwe, że nikt wcześniej nie zauważył u niej objawów choroby?
To tylko kilka z mnóstwa pytań, do których zadania zmusza nas „Slenderman”. Nie na wszystkie autorka próbuje odpowiedzieć, bo czasami o jednoznaczną odpowiedź trudno. Ale nie da się zaprzeczyć, że z kolejnych stron reportażu wyłania się coraz smutniejsza opowieść o upadku amerykańskiego systemu ochrony zdrowia psychicznego i wadach tamtejszego systemu sprawiedliwości. A także o ogromnych brakach w edukacji dotyczącej chorób psychicznych. Bo przecież do próby zabójstwa Belli doszło zaledwie dziesięć lat temu, w Stanach Zjednoczonych, powszechnie uznawanych za kraj wysoko rozwinięty. Tymczasem właściwie wszyscy dorośli, których Morgan spotykała na swojej drodze – od rodziców, przez nauczycieli, po policjantów, a nawet niektórych lekarzy (!) – ignorowali wyraźne sygnały wskazujące na jej chorobę. Uznawali dziewczynkę za „outsiderkę”, która żyje „w świecie wyobraźni”. Nie widzieli czy udawali, że nie widzą? A może myśleli, że milczenie będzie lepszym rozwiązaniem niż „stygmatyzowanie” chorobą? I jak to możliwe, że nawet choroba ojca Morgan nie była dla nikogo wskazówką?
Równie mocno jak bierność, niewiedza lub ignorancja (bo czasami trudno to jednoznacznie nazwać) dorosłych przeraża przestarzałe prawo obowiązujące w Wisconsin. Zgoda, jesteśmy w Waukeshy, jednym z najbardziej konserwatywnych hrabstw w coraz bardziej konserwatywnym stanie – hrabstwem, w którym około dwudziestu tysięcy głosów zdecydowało w 2016 roku o wygranej Donalda Trumpa w całym stanie. Wciąż jednak sądzenie dwunastolatek jako dorosłych – i to abstrahując od diagnoz psychiatrów – jawi się jako błąd, bo przecież nauka dawno udowodniła, że dorastające dzieci, ze względu na niedojrzałość mózgu, nie są w stanie przewidzieć konsekwencji swoich czynów. To jednak nie przekonuje ani prokuratorów, ani sędziego osądzającego w sprawach Anissy i Morgan. Ba, długo nie widzą nawet konieczności leczenia dziewcząt. Trudno to zaakceptować, ale w ich świecie chorych często zostawia się samym sobie, a dostęp do leczenia jest utrudniony.
„Slenderman” nie jest książką pozbawioną wad. Sporo w niej zbędnych szczegółów (nie obchodzi mnie na przykład, jak czesze się sędzia Bohren czy co prawnik Morgan zamawia w Taco Bell – te informacje nie wnoszą niczego do historii, a tylko niepotrzebnie ją rozwlekają), sporo też irytujących powtórzeń i drobnych językowych potknięć (trudno jednak wyrokować, czy to wina oryginału, czy tłumaczenia). Ale to nie zmienia faktu, że warto się z tą opowieścią zapoznać. I wyciągnąć wnioski.