Są osoby, które nie przepadają za kilkoma perspektywami czasowymi w powieściach. Ja je natomiast uwielbiam – najbardziej takie, które wydają się absolutnie ze sobą niezwiązane; im bardziej od siebie odległe (nie tylko pod kątem czasowym), tym lepiej. Na większą liczbę szczegółów trzeba wtedy zwracać uwagę, bardziej się koncentrować i próbować odnaleźć wspólny mianownik. Jak poszło Izabeli Janiszewskiej połączenie historii Julii Haner i Heleny Czai?
Ale od początku! Główną bohaterkę teraźniejszej perspektywy, Julię, poznajemy w najgorszym dla niej momencie. Po rocznicowej kolacji z mężem zostają napadnięci w ciemnym, warszawskim zaułku. Niestety, tylko kobiecie udaje się wyjść z tej potyczki. Załamana śmiercią mężczyzny, przeprowadza się z Beniem, ich sześcioletnim synem, do domu rodzinnego swojego męża do Grodziska. Próbuje na nowo poukładać ich codzienność, a zmiana otoczenia wydaje się dobrą decyzją. No właśnie, wydaje się… Z chłopcem zaczynają bowiem dziać się niepokojące rzeczy. Uparcie twierdzi, że ma nowego przyjaciela i musi spełniać jego prośby. Niestety, to, co na skutek tej „przyjaźni” Benio robi i mówi, przeraża jego matkę i osoby z najbliższego otoczenia. Bezradność Julii jest wręcz namacalna. Zdezorientowana i drżąca o bezpieczeństwo kobieta próbuje ustalić, co dzieje się z jej synem.
Powtórzę raz jeszcze: ten wątek idealnie oddaje bezradność rodzica wobec dziecka. Kiedy obserwuję swoich znajomych, widzę, ile cierpliwości i wytrwałości potrzeba, by przekonać do czegoś małego człowieka czy uspokoić go, kiedy się zdenerwuje. Dołóżcie do tego tajemniczego przyjaciela, który nagle zaczyna waszym dzieckiem „sterować”, i spróbujcie dojść z nim do porozumienia. Zadanie, które stoi przed Julią, jest niełatwe – a to, że rzeczy, które zaczynają się dziać, są naprawdę niebezpieczne, wcale nie pomaga.
Drugą opowieścią przedstawioną w tej książce jest historia Heleny Czai i jej ojca Jakuba, rozgrywająca się ponad dwadzieścia lat wcześniej. Młoda dziewczyna zostaje skrzywdzona, zapada się w sobie i traci kontakt z rzeczywistością.
Dawno, dawno temu żyła sobie dziewczynka… – rozpoczął opowieść, jak zwykli robić, gdy to, o czym musieli porozmawiać, było zbyt trudne, by wyrazić to wprost.
Ojciec Heli, rozczarowany postawą policji, postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Niestety nie zdaje sobie sprawy, że wciągając w to inne osoby, przesądza o ich i własnym losie. Pierwszej pchniętej kostki domina nie da się już zatrzymać. Raz podjętej decyzji nie da się cofnąć i uniknąć jej następstw. Jakub popada w coraz większe tarapaty, a córka oddala się od niego z każdym dniem, zamknięta w skorupie bólu i rozpaczy. Mężczyzna nie potrafi do niej dotrzeć, ma wrażenie, że zwraca się do ściany. Emocje Jakuba i Heleny również są wręcz namacalne. Strach, przerażenie, bezsilność i paraliżująca niemoc – oto, z czym oboje muszą walczyć.
Można znać się na tylu rzeczach, a czuć się zupełnie zagubionym, gdy świat spada ci na głowę, pomyślał.
„W szponach” to powieść straszna i smutna. Izabela Janiszewska wyciągnęła ze swoich bohaterów wszystko, co najgorsze. Nie jest to zarzut, bo tacy właśnie jesteśmy – agresywni, małostkowi, mściwi. Jasne, nie wszyscy, jednak wystarczy się rozejrzeć, by dostrzec, ile zła dzieje się wokół nas, jak łatwo przychodzi niektórym bezpodstawne i bezcelowe krzywdzenie drugiego człowieka. Codziennie dostarczamy argumentów przeciwko sobie samym. Przerażającą postacią w tej historii był między innymi Szajba, Wiktor Szajbiński – młody chłopak siejący postrach wśród swoich sąsiadów. Jego przypadek pokazuje zło czynione na zasadzie „bo mogę” – nie podoba mu się czyjeś spojrzenie, więc w ruch idą pięści. I takiego zła jest w powieści Janiszewskiej – podobnie jak w codziennym życiu – wiele. Jest ono tym bardziej przerażające, że nie da się go przewidzieć, zależy wyłącznie od czyjegoś kaprysu.
„W szponach” to opowieść o dwóch rodzajach zła – tym zewnętrznym w postaci niebezpieczeństwa, które może nadejść nie wiadomo skąd, i tym, które nosimy w sobie, rozwijającym się w domowym zaciszu. To brak poczucia bezpieczeństwa, bezradność w byciu rodzicem, próba połączenia rzeczywistości zastanej z tą, którą chcielibyśmy stworzyć. Dziecko jest niczym odbezpieczony granat, a dziecko, któremu świat zawalił się na głowę, to Mount Everest rodzicielstwa. Zarówno Julia, jak i Jakub stanęli przed podobnym wyzwaniem: przywrócić swoim dzieciom poczucie bezpieczeństwa, radość i spokój. Mogłabym użyć wielu słów, próbując opisać o czym, jest ta powieść, ale myślę, że każdy czytelnik znajdzie w niej co innego. To, co i jak czujemy, jest naszą soczewką. Bardzo polecam wam powieść Izabeli Janiszewskiej – te historie złapią was mocno i puszczą dopiero po epilogu. Ale już nie będziecie tacy sami, jak przed lekturą.
„Noc kłamstw” nie jest złą książką, ale Izabela Janiszewska ma dużo lepsze pozycje na swoim koncie.
08 sierpnia 2024
Każda rodzina ma swoje sekrety, ale ta skrywa ich więcej niż inne.
25 czerwca 2024
Thriller o tym, do czego zdolni są ludzie, którzy znajdą się w szponach gniewu.
30 października 2023
Autorka wiedziała, co chce powiedzieć i w jaki sposób to zrobić.
13 marca 2023
Nie każdy, kto zbłądził we mgle, odnajdzie drogę do domu.
08 marca 2023
Izabela Janiszewska profesjonalnie podeszła do bawienia się czytelnikiem – i to na jego własne życzenie!
25 lipca 2022
W idealnym miejscu nawet zbrodnie muszą być doskonałe.
21 czerwca 2022
Jeśli szukacie emocjonującego thrillera, który zagra na Waszych uczuciach, właśnie go znaleźliście.
25 października 2021
Zaginione dziecko, niewybaczalna zbrodnia i jedno kłamstwo, które zniszczy wszystko…
13 października 2021
Największy obłęd bierze się z niemocy.
30 września 2020
Czasem szept słychać lepiej niż krzyk.
14 maja 2020
Najgłośniejszy debiut 2020 roku! Usłysz „Wrzask” Izabeli Janiszewskiej.
15 kwietnia 2020