Dzięki uprzejmości Irka Grina prezentujemy jego rozmowę z Borysem Akuninem, literackim ojcem kryminałów retro z Erastem Fandorinem, oraz Aleksandrą Marininą, rosyjską autorką powieści policyjnej.



"> Dzięki uprzejmości Irka Grina prezentujemy jego rozmowę z Borysem Akuninem, literackim ojcem kryminałów retro z Erastem Fandorinem, oraz Aleksandrą Marininą, rosyjską autorką powieści policyjnej.



"> Borys Akunin vs Aleksandra Marinina - Portal Kryminalny

Borys Akunin vs Aleksandra Marinina

Autor: Irek Grin Data publikacji: 18 grudnia 2007

Rozmowa z Aleksandrą Marininą i Borysem Akuninem nie mogła dotyczyć konkretnych książek, które napisali, ani ich bohaterów. Oboje przyznali mi się przed wywiadem, że nie znają nawzajem swojej twórczości. I chociaż Akunin twierdził, że to normalne, że rosyjscy pisarze nie czytają rosyjskich książek, to jednak oboje poprosili mnie o dyskrecję po tym wyznaniu. Wobec tego zrezygnowałem z wzięcia znakomitych pisarzy w krzyżowy ogień pytań z zakresu znajomości twórczości drugiego obecnego i tak sobie gawędziliśmy raczej ogólnie... 

 
______

Jesteście państwo niezwykle popularni. Czasem można odnieść wrażenie, że to popularność na sposób amerykański, gdzie gwiazda rozpoznawalna jest na ulicy. Troszkę nie przystaje to do wizji rosyjskiego pisarza. Przecież to nie poczytność była najważniejszą cechą klasycznej literatury rosyjskiej, a już na pewno nie była jej celem. Jedną z tych rzeczy, które mnie najbardziej fascynują w sytuacji rosyjskiego pisarza, jest pojęcie misji...
 

AM
Od razu odpowiem w ten sposób: nie stawiam sobie żadnych wielkich celów. Nie mam żadnej misji. Nie należę do grona takich pisarzy, którzy śpieszą zbawiać świat. Jest w Rosji wielu autorów, którzy niosą na sobie ciężar odpowiedzialności za ludzkość, ale ja do nich nie należę. Robię po prostu to, co mi się podoba. Piszę z radością i mam nadzieję, że moje książki sprawiają radość czytelnikom. Przy okazji czerpię dochody z tego, co mi sprawia przyjemność i nie ma żadnej ideologii w moim pisarstwie. Traktuję swoją pracę z humorem. Wiem że taka literatura jest traktowana jako literatura rekreacyjna. I dobrze, bo rozrywka i rekreacja, a także odpoczynek to jedna z najważniejszych rzeczy dla człowieka. Mózg by zgłupiał i umarł, gdybyśmy nie odpoczywali. W związku z tym taki jest mój pożytek dla czytelnika

BA
Uważam, ze misja to nie jest pojęcie dla autorów naszego gatunku. Do pisania książek podchodzę tak samo jak pani Aleksandra Marinina. Mam obowiązki wobec czytelników. Musze dostarczyć im rozrywki wysokiej jakości. I nie mogę się wstydzić się za to, co piszę.

 

Jaki jest stosunek poważnej rosyjskiej krytyki i poważnej artystycznej literatury rosyjskiej do takiej strategii pisarza?

AM
Odnoszą się do nas z pobłażliwością.

I co, nie boli?

AM

To było bolesne kiedyś. 10 lat temu. Kiedy byłam młodsza i głupsza bardzo mnie bolało, kiedy moje nazwisko pojawiało się jako sztandarowy przykład pisarstwa złej jakości. Twórczości w złym gatunku. A teraz to po mnie spływa. Jest mi obojętne.

BA

Dobre nakłady i dobre recenzje nie dają się połączyć. Miałem dobre recenzje do czasu, gdy moje książki nie zaczęły się ukazywać w bardzo dużych nakładach. Jeśli ktoś mi zaproponuje wybór: świetne recenzje albo duże nakłady, wybieram to drugie. Zresztą wolę słuchać opinii czytelników, a nie krytyków.


To znaczy, że nie ma takiego ukłucia delikatnego w środek serca, gdy czyta Pan o sobie: Akunin się sprzedał?

BA

Czuje się nienajlepiej z czymś takim, jeśli pisze to człowiek, którego znam osobiście, z którym się stykam. Mam zresztą taką metodę, która pozwala mi radzić sobie z sytuacjami stresowymi. Jeśli pani Marinina nie zna tego narzędzia to już podpowiadam: gdy wpadam w rodzaj depresji pisarskiej, kiedy zastanawiam się po co mi to wszystko, to wchodzę do internetu i wpisuje w wyszukiwarce dwa słowa: Akunin plus Nienawidzę. I otrzymuję taką dawkę śmiertelnej, agresywnej nienawiści do siebie, że natychmiast się uspokajam i myślę: tak? To poczekajcie, udowodnię wam, że się do czegoś nadaję.

 

Czy takie podejście do zawodu oznacza, że nie marzycie Państwo o takim hołdzie, jaki naród rosyjski złożył Dostojewskiemu, Czechowowi, Tołstojowi? Z jednej strony wynosząc ich na ołtarze najwyższej literatury, a z drugiej masowo połykając ich książki? To nie jest pytanie przypadkowe, przecież u Państwa – u Pana Akunina bardziej, u Pani mniej trochę – jest głęboki ukłon w stronę klasycznej literatury rosyjskiej.

 

BA 

Współcześni Marininej czytają jej książki w sposób powszechniejszy niż współcześni Dostojewskiego. To jest znacznie głębsze zjawisko. Rzecz w ty, że Aleksandra Marinina jest położnikiem naszego gatunku w Rosji. Ona jest Marksem rosyjskiej literatury kryminalnej. Od niej się to wszystko zaczęło. Ja przyszedłem na gotowe. W tym sensie jestem Leninem.

 

A Daria Doncowa?
 

BA
No cóż – ona jest, proszę wybaczyć, Stalinem...

 

Czy można powiedzieć, że jesteście najlepiej rozpoznawalnymi autorami kryminałów w Rosji. Bo bez wątpienia jesteście najlepiej rozpoznawalnymi twórcami tego gatunku w Polsce.

 

AM

Doncowa też jest bardzo znana. I ma nad nami przewagę. Ona bardzo dużo pisze. Wydaje masę książek. Ale jeśli chodzi o ilość sprzedanych egzemplarzy poszczególnych tytułów, to jesteśmy lepsi.

BA

Ona jest taką rosyjską Chmielewską. Pisze bardzo podobnie. I jest fenomenem wydawniczym, ponieważ co miesiąc wydaje nową książkę. Nie ma drugiego takiego przykładu na świecie. A my jesteśmy żółwiami...

 

Z punktu widzenia tak zwanej literatury „wysokiej” to i tak jest niezwykłe tempo, wydał Pan od końca lat dziewięćdziesiątych bodaj piętnaście powieści...

 

AM

Z tego punktu widzenia wszyscy jesteśmy rzemieślnikami na poziomie Doncowej.

 

A teraz będzie poważnie bardzo. Czy zważywszy na państwa rząd rosyjskich dusz zdarzyły się kiedykolwiek naciski natury politycznej, abyście w swoim pisarstwie zawarli treści dla kogoś korzystne, lub usunęli dla kogoś niekorzystne?

 

AM

Raz się zdarzyło. Do wydawcy zgłosili przedstawiciele jakiejś partii politycznej...

BA

Której?

AM Nie wiem której, bo od razu zaczęłam krzyczeć, żeby mi tylko nie mówiono jej nazwy i ci ludzie bardzo pragnęli, abym w jednej z książek o major Kamieńskiej przedstawiła zbawienny dla kraju program ugrupowania i pokazała w pozytywnym świetle jej liderów. To było pięć lat temu. Odmówiłam, używając słów wulgarnych i przekazano to chyba dosłownie, gdyż od pięciu lat nie ponowili próby.

 

I nie było konsekwencji?

 

AM

Nie. Pod tym względem Rosja jest krajem demokratycznym.

BA

Była może pięć lat temu...

AM

Może do jakichś prawdziwych pisarzy przychodzą. Do mnie nie.

BA

Ja w odróżnieniu od Aleksandry Marininy, polityką się interesuję. I mam jakieś przekonania. I nie ukrywam ich. Niezbyt często wprawdzie, ale jeśli jest jakaś sytuacja, która mnie wyjątkowo złości – to mówię publicznie. I oni wiedzą, że nie ma co do mnie przychodzić.

 

Słyszałem taką plotkę, powtarzaną swego czasu w polskich mediach, że odmówił Pan kolacji u Jacquesa Chiraca, na którą zaprosił Pana prezydent Putin, przy okazji targów książki w Paryżu, gdy Rosja była gościem honorowym.

 

BA

To nieprawda. Prawdą jest, że w ogóle odmówiłem wyjazdu w składzie delegacji pisarzy rosyjskich na te targi Francji. Nie lubię takich oficjalnych imprez. Źle się z tym czuję. Pisarz jest samotnikiem i indywidualistą.

 

Czyli powodem nie była polityka?

 

BA

Nie. Mam taki styl bycia i życia. Nie ma w tym żadnych podtekstów. Ale, gdybym pojechał, to też byłoby niezręczne. Mam wiele pretensji do prezydenta Putina, a tego typu wyjazdy wiążą się z pewnymi wymogami protokołu dyplomatycznego, a także z wieloma spotkaniami z dziennikarzami, którzy chcą się często dowiedzieć o mój stosunek do Putina. A moje żale do rosyjskiej polityki są sprawą moją i Rosji. Są wewnątrzkrajowe. Po co wywlekać je na zewnątrz, jeszcze przy okazji oficjalnych spotkań?

 

A jeśli prezydent Putin zaprosiłby Panią Aleksandrę Marininę na kolację, a ona wiedziałaby, że zostanie to wykorzystane propagandowo, to zgodziłaby się, czy nie?

 

AM

Jeśli wiedziałabym, że jest to do czegokolwiek potrzebne, nie przyjęłabym zaproszenia. Nie jestem środkiem antykoncepcyjnym, który się wykorzystuje i wyrzuca. Ale gdyby powiedzieli mi, że pan Putin proponuje kolację, gdyż interesuję go jako osoba, to oczywiście bym się zgodziła. Choćby dlatego, że sama jestem ciekawa, jak ten człowiek się zachowuje, kiedy nie czyta z kartki. Bez kamer i tego całego szumu.

 

Czy moglibyście Państwo opowiedzieć jakąś anegdotę związaną z waszymi książkami, ich społecznym istnieniem, waszymi bohaterami, którzy żyją w świadomości, a chętniej jeszcze w realnym życiu waszych czytelników.

 

AM

Jest taka pisarka w Rosji niezbyt znana. Wołkowa. I ona tak cierpiała z powodu tego, że jej „ironiczeskij detiektiw” (rodzaj powieści kryminalnej, niezwykle popularnej w Rosji, zapoczątkowany tam przez tłumaczenia powieści Joanny Chmielewskiej przyp. – Red.) nie znajduje czytelników, że postanowiła podnieść sobie sprzedaż. I tak jej jedna powieść nosiła tytuł: „Ja, Chmielewska i trup”, a następna: „Człowiek, który nienawidził Marininy”. W tej książce bohaterem jest mężczyzna, który przychodzi do kancelarii adwokackiej i żąda złożenia pozwu przeciwko Aleksandrze Marianinie, gdyż autorka ta opisując ze szczegółami życie milicjantki Nastii Kamieńskiej tak naprawdę opisuje i wywleka na światło dzienne jego życie i sprawy intymne, bo to on jest Kamieńska. I wiadomo, że jest to człowiek niezrównoważony psychicznie, a wokół jego leczenia osnuta jest intryga tej książki.

 

Czy Wołkowa miała sukces?

 

AM

Pierwsze książki tej pani były na nieszczęście tej pani wydawane u mojego wydawcy. Więc kiedy przyniosła tę książkę, wydawca zapytał mnie, czy się na to zgadzam. Odmówiłam i ona poszła gdzie indziej, ale zdaje się bez szczególnego odzewu ze strony czytelników.

 

A Pańska anegdota? Czy Pan też miewa takie znaki niezwykłej popularności?

 

BA

Bez przerwy. Ciągle się jakieś takie rzeczy dzieją. Ostatnio dostałem list od głównego bohatera jednej z moich powieści, akurat nie Fandorina, ale postaci z „Waleta pikowego”. To taka powieść zbójecka, a jej bohater to po prostu oszust. No i on do mnie napisał. A kiedyś napisała do mnie wnuczka innego z bohaterów, nazywająca się tak jak on, dziękując mi za sympatię, z jaką potraktowałem jej dziadka. A przecież ja to nazwisko i tę postać wymyśliłem… całe jej życie. Aczkolwiek pewne zbiegi okoliczności pomiędzy życiem bohatera powieściowego z dziadkiem czytelniczki  były na tyle zaskakujące, że poświęciłem trochę czasu na dokumentację osoby dziadka. I mam już całą teczkę o tym człowieku. Okazało się, że on robił takie rzeczy jako oszust, które są znacznie ciekawsze, niż te o których ja pisałem. Na przykład niewiele brakowało, a zostałby carem Bułgarii. Chciałbym o nim kiedyś napisał powieść.

 

Przerwę na chwilę, bo z tymi nazwiskami, to u Pana rzeczywiście jest różnie. Dlaczego zły bohater Polak nazywa się „Penderecki”?

 

BA

Akurat słuchałem muzyki, kiedy go wymyślałem.

 

Jasne. To wróćmy do anegdot.

 

BA (do AM)
A do sądu Panią nigdy nie pozywali?

AM
Nie.

BA
Bo ode mnie całkiem niedawno zażądano 150 milionów rubli.

AM
150 milionów rubli?!

BA

Tak. Napisałem taką książkę, która nazywa się „Opowieści cmentarne” (jako „Historie cmentarne” ukazały się u nas w 2006 – przyp. Red.) I jakaś dama z obwodu smoleńskiego wydała książkę o tym samym tytule w nakładzie 30 egzemplarzy. Ale nie z powodu tytułu mnie pozwała. Otóż zarzuciła mi, że ukradłem jej pomysł książki. W uzasadnieniu pozwu napisała do sądu, że tematem jej książki, a także mojej – wszak ukradłem – są „dzieje ludzi, którzy najpierw żyli, a potem umarli” koniec cytatu. Od razu zjechały się do niej wszystkie media, ale miała za wysokie stawki – od „Komsomolskiej Prawdy” zażądała 30 tysięcy dolarów za wywiad. Więc podziękowali i odjechali. Podobnie reszta dziennikarzy, która w końcu miała nadzieję na pognębienie Akunina. I jeszcze moja córka z Niemiec do mnie napisała w sprawach spadkowych. Zaznaczam, że nie mam córki w Niemczech.

 

A Pani nie grożono nigdy? Nie obrażano. Jak widać świrów nie brakuje.

 

AM

Rzeczywiście nie brakuje. Ciągle dostaję listy od ludzi, którzy piszą, że oni też nie uczyli się literatury, że też nie są fachowcami, że także nie kończyli szkół literackich i piszą rzeczy znacznie lepsze ode mnie. Ja zresztą czasem nawet to, co przysyłają, czytam. Pierwszą stronę. Nie chciałabym, żeby przepadło coś ważnego. I tak ostatnio napisał do mnie mężczyzna, który pracuje jako stróż. I już na pierwszej stronie okazało się, że to powieść pornograficzna. I to jaka. Czegoś równie ostrego i chorego w życiu nie czytałam. Oczywiście nie mogłam pomóc w wydaniu tej książki, a ten stróż pisał, przychodził na spotkania, zaczepiał, nie mogąc zrozumieć, że nikt nie chce wydać tak genialnej rzeczy. 



Udostępnij