Niestety, z przyczyn obiektywnych nie mogliśmy spotkać się z całym duetem autorskim DEDUKTORA, a jedynie ze scenarzystą projektu, Michałem Gałkiem. Na szczęście dwoił się wprawnie, i udało mu się sprzedać nie tylko temperaturę strony fabularnej ale i plastycznej czy technicznej branży komiksowej. O Chandlerze, adaptacjach filmowych, konflikcie "graphic novel" vs. "comic book", i wielu innych, także zakulisowych sprawach - rozmawia Jakub Firlit."> Niestety, z przyczyn obiektywnych nie mogliśmy spotkać się z całym duetem autorskim DEDUKTORA, a jedynie ze scenarzystą projektu, Michałem Gałkiem. Na szczęście dwoił się wprawnie, i udało mu się sprzedać nie tylko temperaturę strony fabularnej ale i plastycznej czy technicznej branży komiksowej. O Chandlerze, adaptacjach filmowych, konflikcie "graphic novel" vs. "comic book", i wielu innych, także zakulisowych sprawach - rozmawia Jakub Firlit."> Rozmowa z Michałem Gałkiem, scenarzystą Deduktora - Portal Kryminalny

Rozmowa z Michałem Gałkiem, scenarzystą Deduktora

Autor: Jakub Firlit Data publikacji: 29 października 2007

Recenzja komiksu Deduktor



Niestety, z przyczyn obiektywnych nie mogliśmy spotkać się z całym duetem autorskim DEDUKTORA, a jedynie ze scenarzystą projektu, Michałem Gałkiem (grafik Marcin Nowakowski przebywa za granicą:)). Na szczęście dwoił się wprawnie, i udało mu się sprzedać nie tylko temperaturę strony fabularnej ale i plastycznej czy technicznej branży komiksowej. O Chandlerze, adaptacjach filmowych, konflikcie "graphic novel" vs. "comic book", i wielu innych, także zakulisowych sprawach - rozmawia Jakub Firlit

/swe trzy grosze od czasu do czasu wtrąci -
TDD/

 

1.    Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi


Kuba Firlit:
Oficjalna premiera Deduktora miała miejsce na początku października na tegorocznym MFK w Łodzi. Jakie wrażenia?
Michał Gałek:
Mieliśmy spotkanie promocyjne wydawnictwa Atropos. Było nas trzech: ja, Mariusz Zabdyr (rysownik Almy) oraz nasz wydawca, Artur Wabik. raczej kameralny charakter, rozmawialiśmy o tym co robimy, naszych planach na przyszłość. Wydaję mi się, że dla ludzi ciekawsza byłoby rozmowa o tym, jak się robi komiks, na co trzeba zwracać uwagę, z czym są problemy. Ludzie niekoniecznie chcieli słuchać o komiksie, którego tak naprawdę niewielu jeszcze widziało na oczy.
K. F.:
Jak wam się powiodło ze sprzedażą komiksu?
M. G.:
Z tego co mi wiadomo, całkiem nieźle: poszło ponad 100 egzemplarzy, czyli jak na polskie warunki to w ogóle świetnie. Promocja promocją, ale co ważne, byli ludzie, którzy przeglądali komiks na miejscu i na tyle ich to zainteresowało, że od razu kupowali, co było miłe.


2.    Powstanie Deduktora:


K. F.:
Skąd Deduktor?
M. G.:
Poznałem się z Marcinem (Nowakowski, rysownik) robiąc magazyn komiksowy (KKK). Kiedy zobaczyłem jego rysunki, stwierdziłem, że to jest człowiek, z którym już można coś poważnego zrobić. Marcin powiedział mi, że jeśli mielibyśmy robić razem jakiś album, to powinien to być kryminał. A ja na to: kurcze, ale ja nie wiem jak (śmiech). Ja z kryminałem wtedy nie miałem wiele wspólnego. Pierwsze pomysły na Deduktora pojawiły się ponad 4 lata temu: zaprosili nas na jakąś imprezę komiksową, no więc siedzimy sobie na plaży w Sopocie, robiliśmy różne dziwne rzeczy (śmiech), różne głupoty wymyślamy. Prawda jest taka, że Deduktor daleko odszedł od pierwotnych założeń; przykładowo Marcin chciał żeby był jeden bohater, ja chciałem trójkę, żeby mieć jakieś ciekawsze interakcje. Kiedy wymyśliliśmy już postacie, przygotowaliśmy dwa krótkie odcinki, które puściliśmy w KKK (magazyn komiksowy Krakowskiego Klubu Komiksu - te 2 epizody – poza bohaterami – nie mają nic wspólnego z albumem), z założeniem, że jak będzie fajnie to jedziemy dalej. Spodobało nam się na tyle, że gdy KKK się ostatecznie rozwiązało, to pracowaliśmy już wtedy nad albumem W ogóle były hece z tym kryminałem u mnie: kiedy miałem się przygotować do scenariusza, to Marcin mówi: weź przeczytaj Chandlera, to będziesz wiedział o co chodzi. Dobrze zrobiłem, że go posłuchałem, bo fabuła, którą Marcin miał w głowie, tak naprawdę była kopią kilku powtarzalnych wątków, i musiałem mocno się nad tym napracować, żeby to nie przypominało za bardzo Chandlera. Przede wszystkim trzeba było to wszystko uwspółcześnić; od siebie dodałem przede wszystkim dużo humoru, którego Marcin na początku nie planował, i przesunąłem punkt ciężkości bardziej w stronę sensacji, żeby było to dla mnie osobiście bardziej interesujące. A że mieliśmy takich a nie innych bohaterów, których wymyślaliśmy razem – mnóstwo zabawy z tym było (śmiech) – więc mogliśmy zrobić akcje bardzo pokręcone, i dużo się mogło w tym gatunku zmieścić.

K. F.:
Jak dokładniej wyglądała współpraca między Tobą i Marcinem przy Deduktorze?
M. G.:
Ja nauczyłem się, że nie ma jednej metody na robienie komiksu. Dla mnie to raczej zawsze jest tworzenie fabuły pod rysownika: rysownik mówi co on chciałby rysować, a ja się do tego dopasowuję. To jemu ma się nie znudzić, nie mnie, bo on będzie nad tym dłużej pracował. Jeżeli Marcin chciał kryminał, to robimy kryminał: ja się dopasuję. Oczywiście każdą wersję wysyłałem do niego, wspólnie to przerabialiśmy, Marcin to osoba która mocno mi się wcinała w dialogi, najczęściej ma to sens, a ja z kolei mu się wcinam w obrazki, ogólnie wchodzimy sobie w drogę. Oczywiście najlepiej, by było to kreatywne, tu na szczęście było. No ja niestety jestem bardzo ciężką osobą do współpracy, bo  wszystkiego się czepiam. Najlepiej mi się pracuję z rysownikami, z którymi się cały czas kłócę, dzięki czemu dochodzi między nami do naprawdę intensywnej wymiany myśli i to daje najlepsze efekty.

K. F.:
Wspomniałeś o humorze i przyznałeś się, że w dużej mierze Ty jesteś za niego odpowiedzialny…
M. G.:
Tak, to moja wina (śmiech). Z Marcinem mamy dość podobne poczucie humoru, i nie ma lepszej satysfakcji dla scenarzysty jeżeli dostaje od rysownika swój scenariusz z komentarzami i tam cały czas są wybuchy śmiechu. To jest dla mnie wspaniały komplement i ja też mam super zabawę z rysunkami Marcina. Bardzo coś takiego cieszy, bo nadajemy na tych samych falach. To było dość ryzykowne z naszej strony, bo nie wiedzieliśmy czy taka mieszanka z jednej strony humoru a z drugiej mocnego dramatu jest sensowna czy nie. Przykładowo byliśmy pewni, że przy finałowej akcji nikt nie może mieć prawa do śmiechu, ma być ostro i na poważnie, brutalnie, czyli zupełnie inaczej od tego, co się wcześniej działo.
K. F.:
Deduktor aż kipi od odniesień i nawiązań do filmu…
M. G.:
Różne kretyństwa, które są w Deduktorze, wynikają z moich fascynacji takimi rzeczami jak Zabójcza Broń, gdzie oglądamy kolejny pościg w kolejnej części i jest on jeszcze bardziej przekombinowany i jeszcze bardziej szalony niż w poprzedniej. Zresztą trójka naszych bohaterów przypomina nieco tych z Zabójczej Broni: to nie było założenie od początku, że robimy naszą Zabójczą Broń, ale w pewnym momencie te podobieństwa zaczęliśmy dostrzegać – nie ma czego ukrywać. Przy tworzeniu postaci Natalii Marcin stwierdził, że fajnie by się ją rysowało, jeśliby wyglądała jak Angelina Jolie. Ja mówię: ok, tylko że to będzie taki trochę tani chwyt: jak rysownik sobie nie może poradzić, to przerysowuje z fotografii. Chcieliśmy, żeby to miało jakiś sens fabularny. I tutaj przyszedł z pomocą motyw z filmu Tajemnice Los Angeles gdzie pojawiają się ekskluzywne prostytutki, które są robione na gwiazdy kina. My posunęliśmy to troszeczkę dalej, bardziej rzecz uwspółcześniliśmy: w Deduktorze są filmy porno robione z sobowtórami gwiazd. I nagle stwierdziliśmy, że jest to duże pole do popisu, bo możemy sobie tam wsadzić kogo tylko chcemy. Absolutnie żadnych konsekwencji z tego – przynajmniej mam nadzieję (śmiech)

K. F.:
W końcu oficjalne przeprosiny były, więc w razie czego, to jesteście kryci (śmiech)
M. G.:
Jeżeli chodzi o 5 element, to pomysł Marcina: bardzo mu zależało, żeby mieć w komiksie Milę Jovovich…
K. F.:
Ostro sobie pogrywacie z tym filmem, ale nie można nie odnieść wrażenia, że jednak bardzo go lubicie…
M. G.:
Pewnie. Poza tym jest to też odwołanie do Moebiusa, który był odpowiedzialny w 5 elemencie za design postaci i wnętrz, więc to bardzo komiksowa rzecz jest z założenia. Co do Charlesa Bronsona to raczej daleki strzał, bo wydaje mi się, że Czarli to bardziej archetyp macho niż mocna stylizacja na Bronsona. To był taki dowcip, później się go trzymaliśmy, ale dużo nawiązań do samego aktora nie ma, bo też nie oto tu chodziło.
K. F.:
Interesuje mnie jedno: czytając Deduktora w którymś momencie odniosłem wrażenie, że możecie pójść w kierunku „48 stron”, który fabularnie nie wychodzi poza cytaty i trawestację filmów…
M. G.:
Deduktor jest produktem dla konkretnych odbiorców, ludzi którzy czytają te same komiksy, którzy oglądają te same filmy, do których mrugamy, bo nas też te dowcipy bawią, bo fajnie jest robić tego typu rzeczy. Natomiast nam chodziło o coś zupełnie innego niż chłopakom od 48 stron – zresztą znam i cenię zarówno Tobiasza jak i Roberta – porównanie oczywiście może być, ale inne myślenie.
K. F.:
Akcja Deduktora dzieje się w mieście: chodziło wam o jakieś konkretne miejsce czy podeszliście do rzeczy bardziej uniwersalnie?
M. G.: Założenie było takie, że miasto musi być zdecydowanie polskie. Marcin nie chciał rysować jakiegoś rzeczywistego miasta, ja się przy tym nie upierałem, bo nie ma sensu żeby Marcin rysował np. Kraków, bo go nie zna, a z drugiej strony ja nie znam Słupska, więc postanowiliśmy zrobić takie miasto archetypowe bardziej, dlatego mamy Aleje Piłsudzkiego – bo tak się składa że w każdym mieście jakaś ulica Piłsudzkiego jest (śmiech). Bardziej nam zależało na zaakcentowaniu polskości niż jakiegoś konkretnego miejsca.


3.    Subiektywna ocena Deduktora:

 
K. F.:
Nie minęło jeszcze dużo czasu od momentu skończenia Deduktora, jeszcze mniej od jego wydania, ale powiedz mi, gdy po raz kolejny przeglądasz gotowemu dziełu, czy znajdujesz tam coś, co chciałbyś zmienić?
M. G.:
Jak dotąd, nie znalazłem jeszcze żadnej literówki (śmiech). A poważniej, to jakoś mnie Deduktor nie boli. Bo to jest tak, że jak się wymyśli coś fajnego, a ta druga osoba to podchwyci, to wszystko zaczyna trybić, i wychodzi z tego coś naprawdę super. Deduktor wyszedł znacznie lepiej niż się spodziewałem i mnie osobiście ciężko jest się do czegoś przyczepić. Może to zabrzmi nieskromnie, ale w pewnym momencie wiedzieliśmy że mamy bardzo dobry produkt, właśnie produkt, coś z czym można bez wstydu przyjść do wydawcy i powiedzieć: chłopie, mamy dla ciebie naprawdę dobry komiks, zarobisz na tym pieniądze, my tam może niewiele, ale sprzedamy to i będzie fajnie. Szliśmy do wydawcy z pełną świadomością, że mamy coś komercyjnego, mimo że kilku wydawców z którymi rozmawialiśmy wcześniej, tego potencjału w Deduktor nie dostrzegło. Czas pokaże kto miał rację. Ogólnie chciałbym powiedzieć, że jako scenarzysta bardzo chciałbym pisać, prowadzić ten świat dalej, to jest dla mnie genialny świat, to jest jedna z niewielu tak otwartych rzeczy, w którą można sobie wiele wpisywać, rzeczy zasłyszane w autobusie, w tramwaju, rzeczy nawiązujące do polskiej rzeczywistości, dialogi, sytuację, już w tym momencie mam mnóstwo pomysłów na długo do przodu.

K. F.:
Nieco wcześniej wspomniałeś zagadnienie polskości w Deduktorze: czy uważasz że stawiając na tak rozumianą lokalność, możliwe jest wbicie się na rynki zachodnie?
M. G.:
Deduktor jest przede wszystkim komiksem robionym na polski rynek, docelowy odbiorca może dużo wyciągnąć właśnie z tych smaczków. Rzeczywiście może okazać się zbyt hermetyczny dla odbiorcy z innego kraju. Problemy mogą się pojawić już na poziomie tłumaczenia. Historia jest bardzo kryminalna, i sądzę, że w sytuacji pominięcia typowo polskich naleciałości w dialogach, mogła by się sama w sobie obronić. Choć trudno mi to ocenić.
K. F.:
Z tego co powiedziałeś, możemy liczyć na kontynuację Deduktora?
M. G.:
To wygląda tak, że mamy mnóstwo pomysłów, moich, Marcina, wspólnych, które częściowo nadają się na krótkie epizody, częściowo na album. Jakieś 2 lata temu siedliśmy sobie i precyzyjnie ustaliliśmy o czym ma być drugi album. Mało tego, wiemy już co chcielibyśmy zrobić w 3 albumie. Mamy konkretne plany odnośnie tego na czym będziemy się skupiać, jakie będą wątki, o co tym razem chodzi. Ogólne założenie jest takie, że w każdym albumie będziemy się skupiać wokół jednego bohatera. Ja w tym momencie mam 15 gotowych stron kontynuacji, takie otwarcie dosyć mocne, z przytupem, i dosyć precyzyjną wizję całego albumu, natomiast tutaj problem jest większy od strony rysownika, raz że jest na razie niedostępny a dwa że jest nieco zmęczony też jednolitą konwencją Deduktora: to jest strasznie dużo roboty, Marcin ma ostatnimi czasy pasję bardziej malarskie, chciałby zrobić coś w zupełnie innej konwencji, zupełnie inny klimat, i wszystko wskazuję na to, że o ile już zaczniemy pracować nad następnym albumem Deduktora, to Marcin będzie robił równolegle taką mroczną, wiktoriańską historię, związaną z tajemniczym domem, sekretami masonów, jakieś takie klimaty grozy. Rzecz absolutnie i pod każdym względem inna, co nam da jakiś tam oddech.
K. F.:
Osobiście uważam wasz komiks za bardzo dojrzały, dopracowany, co tu dużo mówić, znakomity w swoim gatunku. Czy ewentualna kontynuacja wprowadzi zmiany do stylu Deduktora?
M. G.:
Nie: my od początku wiedzieliśmy w jakiej konwencji chcemy zrobić ten komiks. Marcin ze swojej strony nie eksperymentował: on doskonale wie jak to zrobić, żeby pierwsza i ostatnia strona pasowały do siebie. Co się może zmienić, to linearność fabuły: ja chciałbym to nieco złamać. Trochę mnie nudzi linearna fabuła i tutaj chciałbym poszukać dla siebie jakiegoś wyzwania.


4.    Michał jako scenarzysta


Tomek Daniel Dobek:
Czy boisz się traktowania komiksu tylko i wyłącznie jako produkt popkulturowy, czy przyjmujesz to z całym inwentarzem?
M. G.:
Ja dawno temu postawiłem sobie takie zadanie, żeby nigdy nie robić komiksu dla siebie, bo mam taką potrzebę spełnienia się. Fajnie by było, żeby udało nam się stworzyć normalny rynek mainstreamowy komiksu w Polsce, na razie go niema, mimo tego że od lat różni ludzie próbują to robić. Jak na razie nie ma mowy o rezygnacji, aczkolwiek jeśli nic się nie zmieni, to być może w końcu sobie odpuścimy.
T. D. D.:
Co rozumiesz przez mainstream komiksowy?
M. G.:
Coś co jest przede wszystkim rozrywką. Przykładowo, wspomniana już wcześniej Zabójcza broń. Założeniem od którego wychodzę, jest stwierdzenie, że potencjalny czytelnik komiksu chce dostać przede wszystkim dobrą rozrywkę. Mam nadzieję, że są tacy czytelnicy komiksu w Polsce i dla nich chciałbym pracować.
K. F.:
Opowiedz krótko o komiksach, które dotychczas zrobiłeś…
M. G.:
Ważnym doświadczeniem dla mnie było KKK: w którymś momencie pracę tam zacząłem traktować jak taki poligon dla młodych rysowników. Dawaliśmy im konkretne zlecenia – narzucona z góry liczba stron, temat, czasami dokładny scenariusz – i mieli się jakoś w tym zmieścić. Świetne ćwiczenie dla każdego rysownika, uważam. Nie wszyscy sobie z tym radzili, nie wszyscy mieli na to ochotę, z paroma osobami do tej pory pracuję, z paroma, hmm.. mniej, w każdym razie były to takie pierwsze próby, trzeba było tam dużo rzeczy przetestować. Moje pierwsze poważne zlecenie to antologia Piekielne wizje na podstawie opowiadań Grahama Mastertona. W międzyczasie pojawili się Duszpasterze, taki wspólny projekcik, który publikowany był w odcinkach w Nowej Fantastyce. Dostaliśmy za ten komiks strasznie w dupę, nie zgadzam się jednak ze wszystkimi krytycznymi opiniami. Mniej więcej wtedy zacząłem przygotowywać Almę oraz Deduktora. W międzyczasie jeszcze były antologie komiksowe, ale to powiedzmy takie rzeczy raczej na zlecenie. Obecnie również pracuję nad trzema, nawet czterema nowymi scenariuszami, są na różnym etapie – nie powiem rozwoju, raczej rozkładu (śmiech). (…) Nie powiem że jestem z czegoś wyjątkowo dumny, mogę natomiast powiedzieć, że każda następna rzecz jest lepsza, coś więcej umiem, coś więcej się nauczyłem. Najważniejsze dla mnie jest w tej chwili, że są to przeróżne rzeczy: z każdym rysownikiem robimy zupełnie inne klimaty: zupełnie różne światy, zupełnie inne poczucie humoru, inne postacie, no wszystko jest inne, i to jest dla mnie fajne.
K. F.:
Podkreślasz różnorodność swoich prac, ale czy nie masz czegoś, w czym czułbyś się najlepiej?
M. G.:
Myślę że może taki projekt jest jeszcze daleko przede mną. Nie do końca pasjonuję się tymi samymi klimatami co moi rysownicy: tak było z Almą, tak było z Deduktorem, ale mimo tego obydwie rzeczy bardzo mnie cieszą. Chyba jednak ci niedocenieni Duszpasterze najbardziej idą w stronę która mnie interesuję: religia, wpływ religii na człowieka i społeczeństwo. Jest kilka pomysłów, chodzi jednak oto, żeby zrobić to w sposób jakiego jeszcze nie było, żeby to było coś świeżego.

5.    Komiksowe inspiracje Scenarzysty


K. F.:
Parę słów o twoich lekturach komiksowych.
M. G.:
Obecnie bardzo mało czytam komiksów. Nie chciałbym powiedzieć, że z komiksów wyrastam, ale coraz mniej komiksów mi się podoba. To jest chyba takie skrzywienie każdego twórcy. (…) Jeżeli chodzi o moje inspiracje, to jestem skażony komiksem amerykańskim. To przede wszystkim Spider-man i X-men, z akcentem na tych drugich. Muszę wymienić również Kaznodzieję: uważam – być może przez moją niewiedzę – że jest to najlepszy komiks na świecie.
K. F.:
Czy ostatnio trafiłeś na jakiś komiks, który zrobił na Tobie duże wrażenie?
M. G.:
Ostatnio bardzo polubiłem serię Skorpion (Stephen Desberg – scen., Enrico Marini – rys.) rzecz dzieje się w XVIII w. bodajże, klimaty płaszcza i szpady, bardzo fajnie zrobione, do tego mamy tam templariuszy, jezuitów, tego typu klimaty, ogólnie wpływ Kościoła na społeczeństwo Europy, a oprócz tego wszystko naprawdę genialnie narysowane przez Mariniego. Ja to odbieram właśnie jako komiks rozrywkowy, śliczny graficznie, czasami z głupotami fabularnymi, ale spokojnie przymyka się na nie oko. I w jakiejś tam tematyce która mnie interesuję.
T. D. D
.:
Wróćmy do  Kaznodziei, bo wydaję się że jest to ważny tutaj wątek. To jest przykład komiksu, który jest de facto robiony z nastawieniem na popkulturę, ale tak samo jak było w przypadku filmu Dogma Kevina Smitha: wzbudza kontrowersję nie tylko w kręgach branżowych. To był komiks, który miał wiele problemów z cenzurą, przede wszystkim ze względu na wątki religijne…
M. G.:
Zgadza się. Choć dla mnie religia nie jest główna osią Kaznodziei – nie ukrywam, że same w sobie mnie też bardzo interesują – to faktem jest, że wzbudza ona najwięcej kontrowersji. Dla mnie najważniejsza w tym komiksie – jak się już odrzuci ten płaszczyk religii, westernu, gore – jest opowieść o przyjaźni i o tym jak twój najlepszy przyjaciel może cię kopnąć w dupę, i o miłości, która jest tak naprawdę osią całej intrygi. To jest dla mnie absolutne mistrzostwo świata, napisane to jest tak, że można tylko bić pokłony w stronę człowieka. Wiadomo że koleś ma tam jakieś swoje skrzywienie na punkcie różnych dziwnych rzeczy, ale dla mnie to jest tylko przykrywka.
T. D. D.: Ta przykrywka jest bardzo inteligentna, bo to jest komiks, który bardzo świadomie czerpie z konwencji gatunkowych, nie tylko komiksowych zresztą.
M. G.:
Jasne. Pozbierać to wszystko do kupy żeby to miało sens – wielki respekt dla człowieka. Ciekawe jak to chłopaki z HBO teraz ładnie zepsują...
T. D. D.: No proszę, nie wiedziałem że będzie adaptacja serialowa. Rzeczywiście mogą to zepsuć, bo jest to materia bardzo delikatna i bardzo ciężka…
M. G.: Podobno mają to zrobić bardzo wiernie. Robi to jednak scenarzysta, do którego nie do końca mam zaufanie – Mark Steven Johnson – człowiek od Derdevila i Ghost Ridera.



6.    O filmowych adaptacjach


K. F.:
Skoro jesteśmy przy filmowych adaptacjach komiksów, które ci się podobały najbardziej?
M. G.:
Zdecydowanie Spider-man.. Najbardziej podoba mi się to, że zachowali specyfikę komiksów: dużo wątków obyczajowych, tarapaty miłosne, problemy osobiste, a wszystko jest poprzetykane mordobiciem – nie ma tego dużo, ale jest to  niesamowicie widowiskowe, czyli takie, jakie być powinno. Do trzeciej części za dużo chcieli co prawda wcisnąć na jeden raz, ale jak najbardziej, tak to powinno wyglądać. Pierwszy Blade był niezmiernie ważny dla wszystkich późniejszych filmowych adaptacji komiksów: wyznaczył pewien standard i ludzie się na nim wzorowali. Dla mnie mistrzostwo świata.
K. F.:
A jeżeli chodzi o polskie komiksy, masz może jakieś typy do filmowych adaptacji?
M. G.:
Myślę, że Jeż Jerzy to będzie hit. Rozmawiałem niedawno z Tomkiem Leśniakiem, chłopaki ostro zabierają się do roboty, to ma być pełnometrażowa animacja.
K. F.:
A która wersja będzie robiona: dla dzieci czy dla dorosłych?
M. G.:
Zdecydowanie dla dorosłych! Myślę, że będzie można porównać skalę tego projektu do gry Wiedźmin: taki polski bardzo głośny produkt, który ma szansę sprzedać się na całym świecie. Tak nieskromnie dodam, że Deduktor to świetny materiał na film: pisząc go, wzorowałem się na scenariuszach filmowych. Przerobienie komiksu na scenariusz filmowy to byłaby kwestia miesiąca, dwóch. Osobiście z ogromną przyjemnością zobaczyłbym Deduktora w kinie (śmiech).



7.    Komiks w Polsce


K. F.:
Jak oceniasz sytuację komiksu w Polsce?
M. G.:
Ogólnie jest, powiem wprost - nędza. Nie ma odbiorców, więc twórcy na tym nie zarabiają, a skoro nie mają z tego kasy, to robią mniej komiksów. Komiksów jest mało, w zasadzie wcale ich nie ma. A na dokładkę, od przyszłego roku przywalają nam jeszcze wat 7%. Z robienia komiksu się nie da żyć w Polsce, my to wszyscy robimy dla jaj właściwie, dla własnej satysfakcji, po godzinach, z nastawieniem, że nic na tym nie zarobimy. Przykładowo we Francji nie ma domu do którego byście nie weszli, w którym obok albumów ze sztuką, obok książek, stoją, najzwyczajniej, komiksy – dla nich to jest coś naturalnego. U nas jak wejdziecie do przeciętnego domu i znajdziecie tam komiks, to chyba jakiś zakurzony w piwnicy.


8.    Graphic novel vs comics


T. D. D.:
Stosując terminologię gatunkową amerykańskiego komiksu, czy uważasz Deduktora za „graphic novel” czy „comic”?
M. G.:
Zdecydowanie „comic”.
T. D. D.:
Dlaczego? Co odróżnia jedno od drugiego?
M. G.:
W dużym skrócie: w przypadku „comic”, scenarzysta musi się martwić oto, żeby dymki nie były zbyt długie, a rysownik o to, żeby się nie rozrysowywać na 100 stronach. Graficzna nowela ma przerost jednego i drugiego. Za dużo dymków, za dużo slash-pagów, czyli rozwiązań, bez których opowiadana historia mogłaby się obejść. Przykładowo, czemu służą sceny w Sin City, kiedy tancerka tańczy przez 8 – 10 stron? Rozumiem ten zabieg od strony artystycznej, jak najbardziej, tylko że coś takiego mnie jako twórcę nie interesuje w ogóle. Dla mnie to ma być krótka, konkretna historia opowiedziana w konkretny sposób. Muszą być ramy, musi być konkretne założenie ilościowe co do liczby stron. Deduktorowi bliżej do filmu niż do graficznej noweli.
T. D. D.:
Pobawmy się może w szufladkowanie. Szninkiel to dla Ciebie…
M. G.:
Komiks. Bo nie ma przerostu niczego nad niczym. Kilka historii buduję jedną gruba fabułę, ale komiks zdecydowanie.
T. D. D.:
Persepolis
M. G.:
Też myślę, że „comic”. Choć autorski, więc swoimi prawami się rządzi.
T. D. D.:
Maus
M. G.:
Tu jesteśmy bardzo blisko tej granicy. Art Spiegelman tak doskonale rozumie istotę komiksu, że w życiu bym nie zakwalifikował Mausa do kategorii „graphics novel”.
T. D. D.:
Na Zachodzie takie rzeczy jak Maus albo Persepolis są uważane za „graphics novel”. Może rozbija się to o swojego rodzaju nobilitację komiksu w ogóle?
M. G.:
Osobiście uważam, że jeżeli chodzi o nobilitację komiksu, to odpowiedzialny jest za to częściej wydawca niż autor. W Polsce jest tak, że jak wydawca pisze że wydaje komiks, to ma problem. Jeżeli zamienia to na np. książkę graficzną – czy jakąś inną głupotę – to jest znacznie łatwiej to sprzedać.


24.X.2007, Kraków


Udostępnij