W zmowie z mordercą, Bartłomiej Kowaliński

Autor: materiały wydawcy
Data publikacji: 06 października 2020

W zmowie z mordercą

Autor: Bartłomiej Kowaliński
Wydawnictwo: Dreams
Premiera: 06 października 2020
Liczba stron: 472
PATRONAT PORTALU KRYMINALNEGO

Nieznany sprawca uprowadził i zabił jedenastoletnią dziewczynkę. Zakopiańska policja szybko wszczęła postępowanie, lecz główny podejrzany popełnił samobójstwo i motywy przestępstwa pozostały niejasne. Sprawę zamknięto, a śledztwo umorzono…

Mija właśnie piętnaście lat od tamtych wydarzeń. Paweł Wolski, dziennikarz śledczy z Warszawy, pisze artykuł na temat tej brutalnej zbrodni i odkrywa wiele nieścisłości oraz niezbadane przez policję wątki. Podążając ich tropem, dochodzi do przerażającego wniosku: morderca może wciąż być na wolności, a śmierć dziewczynki to zaledwie część mrożącej krew w żyłach prawdy…

 

Bartłomiej Kowaliński urodził się w 1986 roku w Krakowie i do dziś jest związany z tym miastem. Zawodowo zajmuje się doradztwem kredytowym oraz leasingowym. Pasjonat sportu. Uprawiał narciarstwo alpejskie, lubi też piłkę nożną oraz jazdę na rowerze. Czas wolny najchętniej spędza z żoną i synami, Arturem i Ignacym, oraz psem Tosią. 

Przygodę z pisaniem zaczął dość spontanicznie. Początkowo były to kilkustronicowe opowiadania, aż przyszedł dzień, w którym powstały pierwsze zdania powieści.

 

FRAGMENT

ROZMOWA Z KOMISARZEM

Hotel, w którym był umówiony, mieścił się w ścisłym centrum Warszawy. Dotarł na miejsce parę minut przed czasem. Wszedł do głównego lobby i otrząsnął płaszcz. Kilka kropel deszczu wpadło mu za kołnierz. Zdjął okrycie, przewiesił sobie przez lewą rękę i rozglądnął się dookoła. Jego rozmówca już na niego czekał. Mężczyzna siedział wygodnie w fotelu i czytał gazetę. Mógł mieć maksymalnie sześćdziesiąt lat i nie więcej jak metr siedemdziesiąt wzrostu. Wyglądał na człowieka pogodnego. Włosy miał już trochę przerzedzone, ale wciąż bujne jak na swój wiek. Pod naciągniętym szarym swetrem dość mocno rysował się spory brzuch, a obok, na stoliku, leżał beżowy kaszkiet.

Dziennikarz ruszył w jego kierunku.

– Dzień dobry, Paweł Wolski – przedstawił się, podchodząc z wyciągniętą ręką. – Jak sądzę, pan Michał Czerski? – zapytał, choć miał stuprocentową pewność.

– Zgadza się. – Mężczyzna odłożył gazetę na bok. Zdjął okulary i ostrożnie podniósł się z fotela, mocno się przy tym podpierając o jego podłokietnik. Rzucił dziennikarzowi krótkie spojrzenie, po czym wyciągnął dłoń. Uścisk miał naprawdę silny. – Komisarz Michał Czerski. – Z dumą w głosie podkreślił słowo „komisarz”. Potem ponownie rozsiadł się wygodnie. Wolski usiadł naprzeciwko.

– Bardzo panu dziękuję, że zechciał się pan ze mną spotkać. Napije się pan czegoś? – zaczął dziennikarz i nie czekając na odpowiedź, sięgnął po kartę leżącą na stoliku, tuż obok świeżych kwiatów.

– Chętnie – odparł tamten.

Ruchem ręki przywołał kelnera, który i tak zamierzał już podejść. Zanim jednak się zbliżył, dziennikarz zdążył zapytać o możliwość nagrywania ich spotkania. Nie było sprzeciwu.

– Proszę dużą czarną kawę. – Wolski złożył swoje zamówienie jako pierwszy. Podpowiedziała mu to intuicja oraz skinienie głowy, jakie policjant posłał w jego kierunku.

– Dla mnie natomiast szkocką z lodem i plastrem cytryny – odezwał się pan Michał nieco ochrypłym głosem. – I to wszystko.

Zamówienie to bardzo przypadło do gustu również i Wolskiemu.

– Niepotrzebnie przyjechałem autem, zrobił mi pan ochotę na tę szkocką – skomentował z śmiechem na twarzy.

– A co to, taksówki nie jeżdżą? – rzucił mężczyzna, zarazem wprawiając Pawła w zakłopotanie. Zrobił niewyraźną minę. Zamaskował to jednak dość specyficznym uśmiechem.

– A tak w ogóle, młody człowieku, szkocka z lodem o dwunastej nie jest wynikiem mojego widzimisię, ale najzwyczajniej w świecie zwykłego uzależnienia. – Westchnął głęboko. 

Słowa komisarza po raz kolejny zbiły Pawła z tropu. Zapanowała chwila niezręcznej ciszy. Na szczęście przerwał ją kelner, który pojawił się nagle i postawił na stoliku kawę oraz whisky. Komisarz spojrzał na Wolskiego, po czym uniósł swoją szklankę w górę.

– Pańskie zdrowie – rzucił, rozsiadając się jeszcze wygodniej.

Po pierwszym łyku się roześmiał. – Żartowałem, chłopcze – powiedział wesoło. – Żartowałem. – Patrzył na dziennikarza i nie przestawał się uśmiechać. – Nie jestem alkoholikiem. Uwielbiam to uczucie, gdy ludzie tak bezgranicznie wierzą w to, co się im powie. – Był wyjątkowo rozbawiony, a ponieważ Wolski nadal się nie odzywał, kontynuował swoją wypowiedź: – W gruncie rzeczy rzadko kiedy pijam to cholerstwo, ale mojej córce wczoraj urodził się syn. To taka forma toastu. Mam wnuka! – W jego głosie dało się wyczuć radość. Ponownie uniósł szklankę w górę i wziął kolejny łyk.

Wolski poczuł się dużo pewniej, choć chyba jeszcze do niego nie dotarło, że ktoś właśnie odebrał mu poczucie gruntu pod nogami.

– Moje gratulacje – odparł, odzyskując panowanie nad własnym językiem. Raz jeszcze uścisnął dłoń mężczyźnie, co mu się bardzo spodobało. – A ja uwierzyłem, że... pierwszorzędnie mnie pan nabrał, naprawdę.

– Bo wy, dziennikarze, tacy właśnie jesteście. – Komisarz wziął głębszy oddech. – To znaczy generalnie ludzie tacy są – poprawił się. – Kiedy wiedzą, co powiedzieć, to recytują jak katarynki, ale wystarczy wybić ich z rytmu, sprawić, że poczują się zakłopotani, to od razu tracą poczucie panowania w rozmowie. Wiedziałem, że będzie pan chciał dominować, podszedł pan do mnie z taką wielką pewnością siebie, że postanowiłem po prostu trochę panu utrzeć nosa.

– Sprytnie... sprytnie... Widzę, że zna się pan na swoim fachu... to dobrze. Cieszę się, że trafiłem na profesjonalistę.

– Młody człowieku, to są długie lata doświadczeń. Tyle, co ja się ludzi naprzesłuchiwałem, to ho, ho... – Machnął ręką, by podkreślić swoje słowa.

– Ale nie ma pan nic przeciwko temu, żeby tym razem role się odwróciły? – Wolski spojrzał mu prosto w oczy.

Ten jednak nie odpowiedział. Wziął jedynie szklankę i pociągnął drinka. 

Paweł zrozumiał, że policjant, jak chyba każdy funkcjonariusz, nie lubi w stosunku do swojej osoby określenia: „przesłuchiwany”. Na szczęście on też znał się na ludziach i szybko zmienił temat rozmowy.

– To pański pierwszy wnuk?

– Tak. – Mężczyzna ponownie się rozpromienił. – Rozumie pan? Wnuk. Jestem przeszczęśliwy.

– A jak się czuje córka? – kontynuował Wolski.

– Wyczerpana, ale szczęśliwa.

– Domyślam się. Nie wiem nawet, jak ogromne musi być to szczęście... – Uciekł wzrokiem gdzieś przed siebie. – Tylko temat naszej dzisiejszej rozmowy nijak ma się do tej atmosfery radości – dodał po chwili i zauważył, jak również policjantowi uśmiech znika z twarzy. – Możemy więc przełożyć spotkanie – zaproponował.

Pomyślał, że w tych okolicznościach będzie to jak najbardziej na miejscu. Nie chciał nikogo dołować, a już w szczególności świeżo upieczonego dziadka.

– Nie. Nie ma takiej potrzeby – odparł posępnie mężczyzna. – To nie jest kwestia dzisiejszych okoliczności. Po prostu nieszczególnie mam ochotę do tego wracać. – Spojrzał na dziennikarza. – No, ale mam świadomość, że sam się zgodziłem na to spotkanie. Zdawałem sobie sprawę z tematu rozmowy, więc kontynuujmy. Byle szybko. Miejmy to za sobą.

– Naprawdę nie musimy...

– Ta sprawa odcisnęła ogromne piętno na mojej karierze, rodzinie i przyjaciołach. Nigdy chyba nie będzie dobrego momentu, by raz jeszcze do niej wrócić. – Pokręcił głową i sięgnął po szklankę. Tym razem nie napił się z niej, lecz jedynie przysunął ją do siebie. – Znasz w ogóle jakieś szczegóły tej zbrodni? Przygotowałeś się jakoś do tej rozmowy? Będę ci mówił na „ty”, bo jesteś w wieku mojej córki, nie obrażaj się.

– Oczywiście. – Wolski skinął głową.

– Oczywiście co?

– Oczywiście, że może mi pan mówić na „ty” – odpowiedział grzecznie.

Komisarz przewrócił oczami.

– No a szczegóły zbrodni? Czytałeś coś o tym? Na pewno coś wiesz, skoro dzwoniłeś, że chcesz się spotkać akurat w tej sprawie.

– Tak, to też. Szczerze powiedziawszy, wiem całkiem sporo. Zawsze przygotowuję się do swojej pracy. – Splótł palce, robiąc przy tym taką minę, jakby czekał na pochwałę, ta jednak nie nadeszła.

– Posłuchaj. Zrobimy tak, ja będę mówił, a ty...

– Panie komisarzu, mogę coś wtrącić? – Tym razem to on wszedł w słowo policjantowi.

Mężczyzna rzucił mu chłodne spojrzenie. Zapewne nie lubił, gdy się mu przerywało. Skinął jednak głową, dopuszczając Wolskiego do głosu.

– Jak już mówiłem, znam tę sprawę. Naprawdę wiele o niej czytałem. Ale szczerze mówiąc, to nie o tym chciałem z panem rozmawiać. Przynajmniej nie w pierwszej kolejności.

– Nie bardzo rozumiem. A o czym? – Komisarz zaczął wpatrywać się w niego nieco podejrzliwie.

– Jest w całej tej historii pewna rzecz, która najbardziej mnie nurtuje.

– To znaczy?

– Chodzi mi o samobójstwo tego głównego podejrzanego – wyjaśnił.

Czerski nieco się zawahał.

– Czemu akurat to? – zapytał, biorąc łyk whisky, i nachylił się w kierunku dziennikarza.

– Wyczytałem, że ten chłopak popełnił samobójstwo, skacząc z Giewontu, tak?

– No tak.

– Zastanawia mnie, jak to się stało, że do tego w ogóle doszło?

– Normalnie. A jak miało dojść? Po prostu targnął się na swoje życie.

– Domyślam się, że tak właśnie było. Ale nie o to pytam. Dlaczego miał w ogóle taką, nazwijmy to, możliwość? Skoro był podejrzany, to czemu go nie aresztowaliście? Może wówczas...

– Co wówczas? – przerwał mu stanowczo. Wyraźnie nie podobały mu się wnioski, jakie wysuwał dziennikarz. – Czy ty coś insynuujesz?

– Spokojnie, panie komisarzu, nie ma się co denerwować.

– Ja się nie denerwuję, ale jeśli jesteś jednym z tych, którzy szukają taniej sensacji, to nie ze mną te numery. Ja już to przerabiałem. Albo rozmawiamy tak, jak się umawialiśmy, albo wcale. – Chrząknął.

– Ja niczego nie szukam. A już bynajmniej taniej sensacji. Zaproponowałem nawet przełożenie naszego spotkania, by nie czuł się pan...

– Wiem, wiem, wybacz. – Policjant wyprostował się w fotelu. – Po prostu przerabiałem wielu takich jak ty i wszyscy, zamiast cieszyć się z jednej gnidy mniej, patrzyli na nas, jakbyśmy byli co najmniej winni całej tej sytuacji z jego samobójstwem.

– Przepraszam, że to powiem, ale... dziwi pana, że tak jest? Niech pan spojrzy na to z boku.

– Cały czas patrzyłem na to z boku – zaznaczył.

– No i?

– Co no i?

– Co pan o tym myślał, patrząc z boku? Jest morderstwo. Jest podejrzany i jest samobójstwo.

– No i co w tym dziwnego? Tak było.

– Zacznijmy więc od początku. Kiedy wpadliście na jego trop? Od kiedy wiedzieliście, że to akurat jego szukacie i że to on jest sprawcą?

– W zasadzie po dwóch, trzech dniach... – Zaczął nerwowo wiercić się w fotelu.

– No więc właśnie. Po trzech dniach wpadacie na jego trop, ale on wciąż jest na wolności i dopiero, gdy mijają dwa tygodnie od zbrodni, nagle popełnia samobójstwo. Bo tak było, mam rację?

– No tak...

– Po trzech dniach wiecie, że to on, a mimo wszystko wciąż jest na wolności i to ponad dwa tygodnie. Coś tu się nie trzyma kupy. – Wolski uważnie obserwował każdą reakcję komisarza.

– Do czego ty właściwie zmierzasz? – Czerski wydawał się coraz bardziej poirytowany.

– Do odpowiedzi na pytanie, czemu podejrzany był na wolności, skoro wpadliście na jego trop już po trzech dniach? W innym przypadku nie popełniłby samobójstwa, co w całej tej historii jest przecież plamą na wizerunku policji.

– Był na wolności, bo... bo nie był formalnie oskarżony... – Komisarz wyraźnie zaczął się nad czymś zastanawiać. – Po prostu nie zdążyliśmy tego zrobić... – dodał z grymasem na twarzy.

– Nie zdążyliście?

– Wiesz, co jest najważniejsze w takich przypadkach? By tego nie spierdzielić na samym początku. Gdy masz na szali dożywocie dla sprawcy, a przez głupi pośpiech czy błąd zagwarantowałbyś mu, że pierwszy lepszy adwokat go z tego wyciągnie, przejmowałbyś się jakąś w dupę kopaną plamą na wizerunku?! – Patrzył na dziennikarza szeroko otwartymi oczami i ciężko oddychał.

– Ale ja was wcale nie oskarżam...

– Mam to gdzieś, czy oskarżasz, czy nie. Ważne są dowody, a te zbieraliśmy cały czas. Również i po jego śmierci. Jednoznacznie potwierdziły jego sprawstwo.

– Panie komisarzu, źle mnie pan zrozumiał. Nie o to mi chodziło, by cokolwiek podważać. Po prostu lubię, gdy dwa plus dwa to cztery. Nic więcej.

Spojrzeli sobie w oczy i chwilę siedzieli w milczeniu.

– Wie pan – zapytał w końcu Wolski – czemu w ogóle zajmuję się dziennikarstwem śledczym?

– Bo lubisz łamigłówki? – odparł policjant, choć wyraz jego twarzy sugerował, że pytanie nieco go zaskoczyło.

– To też. To też. Ale oprócz tego od zawsze interesowała mnie psychologia. Ludzkie zachowania, ich przyczyny oraz skutki. Zawsze podążając za przestępcą, czy wręcz zabójcą, uwielbiałem szukać motywu, jakim się kierował. On zawsze niezawodnie wskazywał mi winnego.

– Zrozumiałe.

– No właśnie. A tu? To kolejna rzecz, którą chciałbym z panem omówić.

– No to omawiajmy. – Komisarz wydawał się znacznie spokojniejszy niż przed chwilą.

– Przeczytałem chyba wszystkie dostępne artykuły na temat tego morderstwa i albo mi to umknęło, albo... nie znalazłem w nich jednego słowa o ewentualnym motywie – ciągnął Paweł. – Osobiście należę do tych, którzy nie wierzą w zbrodnię bez motywu, a niech mi pan wierzy, pisałem już o ludziach kierujących się bardzo dziwacznymi pobudkami. Myślałem, że poznałem już chyba każdą możliwą, ale jednak nie... jednak jest coś, z czym się jeszcze nigdy nie spotkałem: brak motywu. Dlatego interesuje mnie głównie osoba tego chłopaka. Chciałbym ustalić, co on miał w głowie. Czym się kierował oraz co go nakłoniło do popełnienia tak brutalnej zbrodni? – Splótł palce i wbił wzrok w komisarza.

– To fakt. Inaczej niż bestialstwem określić tego nie można. – Policjant sięgnął po whisky. – Ale powiem ci, chłopcze, i zapewne cię rozczaruję, że niestety ja też do dziś nie ustaliłem tego motywu...

– Czyli de facto nie wiadomo, dlaczego zabił?

Komisarz pokręcił przecząco głową.

– Naprawdę nic? – dopytywał dalej dziennikarz. – Żadnej chęci zysku? Zaspokojenia popędu seksualnego? Może był pod wpływem alkoholu, narkotyków. A może był chory psychicznie? Leczył się gdzieś, na coś? Nie wiem... cokolwiek... – Opuścił bezradnie ręce. Liczył na coś więcej.

– Mówię ci, że nie wiem. – Głos policjanta nieco się zmienił.

Wolski zauważył, jak ścisnął mocniej szklankę.

– Przez piętnaście lat zachodziłem w głowę, dlaczego on to zrobił tej Natalii! Ustaliłem jak, ustaliłem, gdzie oraz kiedy, ale nigdy nie dowiedziałem się dlaczego! – Gniew w jego głosie narastał. Odłożył szklankę. – Gdyby dał mi choć cień zrozumienia dla swojego czynu! – Uderzył pięścią w stolik tak, że szklanka z whisky i filiżanka z kawą podskoczyły, a ludzie siedzący w pobliżu spojrzeli w ich kierunku. Czerski wydawał się niewzruszony tym faktem. – Niestety nie dał mi nic! Nic! Słyszysz? Nic! Bezwzględna kreatura... – Oddychał ciężko.

– Pan ją znał? – Dziennikarz od razu wychwycił fakt, że po tylu latach policjant wciąż pamiętał jej imię i użył go bez choćby chwili zawahania.

– Czy ją znałem? Hm... – Mężczyzna się zamyślił. – Nie osobiście, ale jestem z Zakopanego, a to nie jest jakaś ogromna miejscowość. Wiesz, jak to jest. Byłem po prostu policjantem w niezbyt dużym mieście – dodał. – Pracowałem w wydziale dochodzeniowo-śledczym, a to była moja ostatnia sprawa. Teraz mieszkam w Warszawie, u córki. Pośmierci żony nie chciałem dłużej siedzieć w tych przeklętych górach. Na szczęście córka z mężem mieszkają tutaj i tak wyszło, że mnie ściągnęli, za co jestem im naprawdę wdzięczny. – Jego głos znów był opanowany i spokojny. Nawet zaczął bardziej się otwierać, co spodobało się dziennikarzowi.

– To bardzo miło z ich strony. – Pomyślał, że podkreślenie tego faktu będzie dobrym pomysłem. Nie mylił się.

– Całe szczęście, że są w życiu ludzie, na których zawsze można liczyć. – Mężczyzna spojrzał w stronę okna. Krople deszczu uderzały o szybę, jakby próbowały dostać się do środka.

– Chyba rozumiem, co pan miał na myśli, mówiąc, że to morderstwo wycisnęła piętno na pańskim życiu. To naprawdę bardzo smutna historia – rzekł Wolski.

Wcześniejsza, pełna emocji wypowiedź komisarza pozwoliła mu sądzić, że ta sprawa wciąż żyje w jego sercu.

 

– Sam widzisz – odparł, nie odrywając wzroku od okna.

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "W zmowie z mordercą" Bartłomiej Kowaliński

PRZECZYTAJ TAKŻE

RECENZJA

W zmowie z mordercą, Bartłomiej Kowaliński

To książka z ciekawą fabułą, barwnymi postaciami, nagłymi i pełnymi napięcia zwrotami akcji, a także trzymającym czytelnika za gardło zakończeniem.

18 stycznia 2021