Matthew Pearl, po „Klubie Dantego ”, kontynuuje swą zabawę w apokryfistę – nie jednak litearckiego, jak choćby w przypadku kontynuatorów dickensowskiej, niedokończonej „Tajemnicy Edwina Drooda”, a biograficznego – bo daje nam erudycyjną, paranaukową wariację na temat śmierci Edgara Allana Poego. Cień Poego buduje na powtarzalnej legendzie „jak pisał, tak zmarł” – słusznie czy przesadnie, mniejsza z tym; ważne, że etos „przeklętego twórcy” obrócił się po śmierci na korzyść zmarłego, bo , jakby nie patrzeć, im bardziej intrygująca śmierć, tym bardziej zmarły zapada w pamięć. Pearl przede wszystkim się bawi, ot, wyczuł dobrze literacką niszę, ale i jednocześnie – Poego rehabilituje i odkopuje, romantyzując przy tym jeszcze raz.
Owszem, mamy do czynienia z pozycją erudycyjną, bogatą tak w obyczajowe realia jak i w bibliofilskie poszukiwania – nie zamyka to jednak absolutnie targetu, gdyż poza wszystkim powieść ponownie jest – atrakcyjnym kryminałem.
Quentin Hobson Clark, młody, dobrze rokujący adwokat, jest pewnego dnia świadkiem mniej niż kameralnego pogrzebu. Okazuje się, że to ostatni sakrament pisarza, którego bardzo sobie cenił – Edgara Poego. Zniesmaczony mglistymi jedynie epitafiami w prasie, które na dodatek nie stawiały pisarza w dobrym świetle, postanawia rozwiązać zagadkę jego ostatnich dni. Z gorliwością ucznia stawia na to cały swój autorytet, czas, nawet związek z ukochaną kobietą.
Całe godziny spędza w bibliotekach, szpera po archiwaliach prasowych, desperacko poszukuje najbłahszego choćby kontaktu z otoczeniem Poego. Owszem, jako wierny wielbiciel chce oddać zapomnianemu mistrzowi należną sprawiedliwość, jednocześnie jednak jego motywacje sięgają rangi niemal metafizycznej. Z czasem Quentin zbliży się w swej gorączce do opętania – a stąd już zupełnie blisko do symbolicznej sztafety ze swym mistrzem.
Jednakże – Quentin nie do końca przypomina zasuszonego Deana Corso z prozy Perez-Reverte. W miarę postępu śledztwa – a to nie kończy się bynajmniej tylko na papirusach, bo w grę zaczną zaraz wchodzić typy podejrzane i miejsca mało przytulne – maluje się przed nami młodzieniec gibki, wytrzymały, wysportowany i wcale nie tchórzliwy. Następuje ewidentne przebudzenie Quentina, który do tej pory zapewne przed jałowością i konwenansem trybu życia uciekał w dreszcze literackie, teraz natomiast przebudziły się jego dawno zepchnięte atawizmy i pragnienia: śledztwo jest dlań niczym innym jak Nową Przygodą – a używam tu terminu dwojako: bo po pierwsze to przygoda dosłowna,
kathartyczna okazja do działania aktywnego, mocno irracjonalnego, wypływającego z trzewi.
A przygody mu nie braknie, bo, niczym w klasycznym
queście, los rzuci go od tropu do tropu, od podejrzanego do podejrzanego: z czytelni do cmentarzy, krematoriów i zamorskich podróży, od bibliofilskiej dokumentalistyki śledczej do śledztwa namacalnego, z oddechem śmierci na karku. Trafi na salę sadową i w sam środek intrygi szpiegowskiej. A wszystko – z powodów, jak się rzekło, bardziej romantycznych, niż racjonalnych; bardziej kierując się żywiołem, niż pragmatyzmem. Matthew Pearl tym samym rehabilituje w pełni dawno zapomniany chyba typ bohatera, który ma w sobie i coś z Holmesa, i coś z Indiany Jonesa.
Ale oprócz przygodowego pazura autor stawia również faktyczne hipotezy dotyczące ostatnich dni życia autora
Kruka, wychodząc poza materię fikcji, i bazując na skrupulatnie przeglądanych miscellaneach, niektóre materiały zaś odnajdując samemu jako pierwszy. Quentin, relacjonując przed nami stan pogody czy opisując miejsca, które mija, operuje rzeczywistymi cytatami z prasy epoki, przez co autor stara się zrekonstruować np. rzeczywisty stan pogody, co przydaje się choćby przy rozważaniu obcego stroju, w jakim znaleziono martwego pisarza. Paryż i Baltimore rekonstruuje autor wedle zachowanych map, przewodników i wzmianek. Postaci występujące w powieści bazują bądź na tych rzeczywistych, bądź na zlepku cech i poglądów kilku.
Perez-Reverte, wcześniej Eco, ostatnio brawurowo Brown, po nich Pearl, który idzie tropem tych głośnych nazwisk sięgając po kryminał historyczny. Załatwia przy tym dwie pieczenie na jednym ogniu: po pierwsze dając nam pretekst do przeżycia atrakcyjnej, przygodowej karuzeli – i tutaj widzę drugie rozumienie Nowej Przygody, powieść Pearla wyrasta bowiem z tego samego (postmodernistycznego) ducha, co Kino Nowej Przygody w latach 70.-80. Poza zaś eskapizmem – i to warte jest pochwały przede wszystkim – gloryfikuje szczerą pasję czytelniczą, poszukiwawczą, bibliofilską. Bezinteresowną, dla wielu niepotrzebną i snobistyczną, jednakże, jak się okazuje, mogącej stać się czymś więcej, niż tylko biernym zabijaniem nudy.
Poprzednia powieść Autora -
tutaj. CIEŃ POEGOMatthew Pearl/The Poe shadow/
Wydawnictwo Literackie , Wrzesień 2006
ISBN: 83-08-03840-9
Liczba stron: 502