Międzynarodowy Festiwal Kryminału Wrocław 2011 dobiegł końca. To fakt, ale zanim pożegnamy się z nim na rok sprawozdanie z ostatnich dwóch wydarzeń
Szósty dzień to huczne obchody 50. Urodzin Marcina Świetlickiego. Co prawda Poeta i (chwilowo nie) Prozaik na świat przyszedł w Wigilię Bożego Narodzenia, innymi słowy: 24 grudnia, ale myślę, że trudno byłoby akurat tego dnia zebrać się w tak licznym gronie. W prezencie od Wydawnictwa EMG dostaliśmy „Powieści”, czyli „Dwanaście”, „Trzynaście” i „Jedenaście” powiększone o specjalnie na tę okazję napisane opowiadanie „Plus nieskończoność”, w którym mistrz w pierwszoosobowej narracji rozstrzyga dotąd nierozstrzygnięte wątki z powieści. Ale premiera tomu nie była jedyną atrakcją wieczoru. Mariusz Czubaj, który w chwilach między pisaniem kolejnych kryminałów ćwiczy karate, przygotował mały pokaz Katy, czyli walki z cieniem. Niech żałują Ci, których nie było, bo miny poety Świetlickiego nie sposób opisać słowami. Była bezcenna – coś między przerażeniem a miłym zaskoczeniem. Żaden Mariusz nie zrobił dla mnie tyle, co Ty – powiedział solenizant, gdy Czubaj wręczył mu prezent nawiązujący do słynnej nieprzysiadalności Poety: siedzisko stołka.
Mistrzem ceremonii był Edward Pasewicz, który wykazał się sporą przewrotnością, zachęcając Świetlickiego do opowieści o swoich traumach. Licznych, trzeba powiedzieć, bo jak twierdzi sam zainteresowany, jest jedną wielką traumą. Ale z drugiej strony każda trauma jest jego szczęściem. Toteż dowiedzieliśmy się, że w dzieciństwie został podpalony, w czasie egzaminu na prawo jazdy potrącił (niegroźnie, ale jednak) staruszkę i w związku z tym nie siada za kierownicą, a w sierpniu 1980 w Sandomierzu, szukając ustronnego miejsca w wiadomym celu, wpadł do niezasypanej studni. Za to tegoroczne wakacje Poecie się udały. Spędził je na Rzeszowszczyźnie w towarzystwie trzech dziewczyn, niemowlęcia, ojca niemowlęcia, bokserki i kota, który jednak rzadko się pokazywał. W czasie, gdy towarzystwo taplało się w bajorku, Poeta zmieniał się w Prozaika, zasiadał do laptopa i pisał „Plus nieskończoność”.
Nie mogło zabraknąć tortu z adekwatną do wieku ilością świeczek, nieprzyzwoicie słodkiego szampana Piccolo, czapeczek, gwizdków i śpiewów. Zatem jeszcze raz: sto lat Marcinowi Świetlickiemu!
A potem był jeszcze kryminalny slam, podczas którego slamerzy usiłowali zabić Jury słowem. I niektórym się to udało. Furorę zrobił transcendentny wąs z wiersza Mateusza Andały. Najbardziej mroczny wiersz, przywodzący na myśl romantyczne ballady Mickiewicza i Goethego, wyrzucił z siebie (dosłownie, bo tempo jego wypowiedzi było bliskie tempu serii z karabinu maszynowego, co nadało wierszowi dodatkowo niepokojącego nastroju) Janek. Tak bardzo ujął Jury, że postanowiono przyznać mu specjalne wyróżnienie. Wygrał Radek Jakubiak, natomiast największym przegranym był Sylwester Zawdzki, który po swój wiersz pobiegł do domu. I zdążył w ostatniej chwili, zadyszany wyrecytował poemę, po czym został dokumentnie skrytykowany przez Jury, które najwyraźniej nie doceniło poświęcenia slamera.
Międzynarodowy Festiwal Kryminału Wrocław 2011 właśnie dobiegł końca, co pisząca te słowa przyjmuje nie bez ulgi. To był bardzo intensywny czas. A skoro był to Festiwal Kryminału, nie obyło się bez ofiar. Jedna z organizatorek – pozwólcie, że przemilczymy jej personalia – przeżyła w niedzielę prawdopodobnie największy kryzys życia, ale jak na damę przystało, wyszła z niego z klasą.
Dziękuję za uwagę i do zobaczenia i poczytania za rok!