Przyjdź, słodka śmierci, Wolf Haas

Autor: Robert Ostaszewski
Data publikacji: 04 listopada 2008

Przyjdź, słodka śmierci

Autor: Wolf Haas
Wydawnictwo: Wydawnictwo

O prozie kryminalnej Austriaka Wolfa Haasa warto pisać zawsze, bo to rzecz wyjątkowa nie tylko w obrębie literatury gatunkowej, a tym bardziej pisać warto, kiedy jest po temu okazja: właśnie pojawiło się polskie tłumaczenie trzeciej części cyklu o przygodach detektywa Brennera. Choć pisząc o powieści Przyjdź, słodka śmierci, właściwie nie powinienem posługiwać się określeniem „detektyw Brenner”. Po przejściach przedstawionych w poprzedniej części cyklu, Kostusze, kiedy to nasz bohater o mało co nie zginął (a przynajmniej o mało co nie postradał palca u ręki…), Brenner miał już serdecznie dość detektywistycznej roboty, poszukał więc ciepłej posadki i zatrudnił się jako kierowca-sanitariusz w wiedeńskiej stacji pogotowia Czerwonego Krzyża. Stały etat, świadczenia emerytalne, służbowe mieszkanie – te rzeczy. Jednym słowem spokój i sielanka, choć nieco nudnawa. Brenner szybko przyzwyczaja się do nowej pracy, kolegów, wiecznie narzekających pacjentów i ani myśli wracać do zawodu detektywa. Ale będzie do tego zmuszony, oj, będzie.

We Wiedniu rywalizują ze sobą dwie stacje pogotowia, a gra toczy się o niebagatelną stawkę, czyli o miejskie dotacje, fundusze pozwalające na funkcjonowanie pogotowia. A gdy stawka jest wysoka, to i metody gry nie zawsze bywają czyste. Okazuje się, że radio firmy Brennera jest podsłuchiwane przez konkurencję, szef bohatera prosi go o wyjaśnienie tej sprawy; do tego jeszcze zostaje zamordowany jeden z jego kolegów, co też Brenner musi wyświetlić. Nie ma na to najmniejszej ochoty, próbuje się wymigać od detektywistycznej roboty, jedynie pozoruje aktywność, ale gdy dwa razy zostaje mocno obity, orientuje się, że sprawa jest poważna, a on, jeśli chce wyjść z afery cało, musi odkryć, co tak właściwie w światku pogotowia się dzieje. I koniec końców odkrywa – choć, jak to Brenner, nie bez trudu – mroczne tajemnice swojej firmy, której misją jest niesienie pomocy, a która… cóż, zbyt wiele zdradzić nie mogę.  

W Przyjdź, słodka śmierci Brenner – ten detektyw sprawny inaczej – został chyba najpełniej, najwnikliwiej sportretowany. Bo też jest to detektyw zaiste wyjątkowy. Ma problemy z logicznym łączeniem faktów (znamienne, że w tej powieści, aby poskładać w całość elementy kryminalnej układanki, zwraca się o pomoc do swej sympatii z dawnych lat, która pracuje w szkole jako… nauczycielka muzyki), nie umie się skoncentrować, ma skłonność do – jak to określa narrator – komplikowania sobie życie (i śledztw, oczywiście) poprzez wybieranie okrężnych dróg, nie jest ani specjalnie sprawny fizycznie (cóż, powoli zbliża się do pięćdziesiątki), ani błyskotliwy intelektualnie. Ot, przeciętniak, któremu jednak dziwnym trafem - czasem przez przypadek, czasem dzięki pomocy dobrych ludzi – udaje się okrywać tajemnice różnych zbrodni. Choć – jak już wspominałem – nie spieszno mu do tego wcale, najchętniej pracowałby w jakimś spokojnym miejscu a wieczorami popijał piwo przed telewizorem.

Intryga kryminalna – intrygą kryminalną, ciekawy obraz światka pogotowia – ciekawym obrazem światka pogotowia, ale tym co nieodmiennie urzeka mnie w prozie Haasa jest styl narracji, mający wprost magnetyczną moc przyciągania uwagi czytelnika. Przybiera ona formę mówionej gawędy, snutej przez rasowego opowiadacza ot, gdzieś w spokojnej knajpie przy kuflu (niejednym) piwa. Narrator-gaduła nie skupia się jednak tylko i wyłącznie na kryminalnej intrydze, ale raz po raz wplata w główną historię dygresje na każdy temat, często dziwaczne, absurdalne, śmieszne (oto dwie próbki specyficznego poczucia humoru Haasa: „Stare porzekadło bowiem, które głosi: ‘W wypadku gwałtu nigdy nie wzywaj policji, bo ona już tam jest’, często się sprawdza.”; „Czasami człowieka może przerażać, że to właśnie ci, którzy ratują życie, a więc lekarze, pracownicy szpitali i ratownicy medyczni, są wyposażeni i uzbrojeni po zęby, praktycznie prywatna armia. Mówiąc górnolotnie: mały totalitaryzm pielęgniarek”). Można by nawet rzec, że autor Wskrzeszenia umarłych stworzy nową odmianę powieści kryminalnej, czyli kryminał dygresyjny.

Haasowi udała się rzecz nie lada jaka: stworzył jedyny w swoim rodzaju, rozpoznawalny na pierwszy rzut oka styl. A to udaje się tylko najlepszym w literackim fachu…

 

Przyjdź, słodka śmierci, Wolf Haas

Przełożyła: Barbara Tarnas

Wydawnictwo G+J, Warszawa 2008

 

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Przyjdź, słodka śmierci" Wolf Haas

PRZECZYTAJ TAKŻE

RECENZJA

Kostucha, Wolf Haas

{mosimage}Wyobraź sobie, że siedzisz w barze, gdzie podają tylko piwo i kurczaki. Świetne piwo i świetne kurczaki, jesteś więc cały utytłany tłuszczem, ale syty i ...

03 czerwca 2008

RECENZJA

Wskrzeszanie zmarłych, Wolf Haas

Całą opowieść snuje nam anonimowy gawędziarz, i to dosłowny: ktoś-i-nikt siedzący być może przy kuflu piwa, wiedzący wszystko o wszystkich, mieszający wątki, ...

03 kwietnia 2008