Ironiczna sztafeta... Bergman i Antonioni nie żyją.

Perfidnie ironiczny bywa czasem los, choć znać w tym pewną metafizyczną sztafetę: w dzień śmierci Ingmara Bergmana odchodzi także - Michelangelo Antonioni, wybitny włoski i międzynarodowy reżyser, o którym pisano, iż wraz z Bergmanem pchnął kinematografię w rejony dostępne do tej pory tylko literaturze... Odeszli dwaj wielcy twórcy, i nie trzeba się bać, iż brzmi to jak truizm. To panteon, i basta. 

Antonioni, od kilku lat w dużej części sparaliżowany, był aktywny twórczo do ostatka. Kto poznał jego epizod w filmie Eros , gdzie obok niego stanęli także Steven Soderbergh i Wong Kar-Wai, nie miał wątpliwości o obrazowej maestrii reżysera: jest tu ta sama, powściągliwa i subtelna kreska uczuć, którą znamy już od pierwszych, klasycznych dziś pozycji. Gdy wcześniej z pomocą Wima Wendersa (odpowiedzialnego za interludia) nakręcił wg swej prozy Po tamtej stronie chmur, czuć było jakąś … testamentową melancholię. Ten film, o reżyserze poszukującym natchnienia, był mocnym autokomentarzem i swoistym podsumowaniem twórczości autora Przygody, ze wszystkimi jego obsesjami i leitmotivami: niemożność porozumienia tak duchowego, jak i cielesnego, problem uchwycenia obiektywnego obrazu świata, kwestia „opowiedzenia życia”… Gdy w pewnej migawce pojawiają się, podstarzali już dziś, lecz jeszcze pełni dostojności, Jeanne Moreau i Marcello Mastroianni, bohaterowie kultowej Nocy Antonioniego – w ich twarzach i półuśmiechach  znać… pogodzenie z tym wszystkim, co jest, i musi trwać do końca…

Gdy reżyser debiutował Przygodą (1959), został wygwizdany podczas festiwalu w Cannes. Bo intrygę kryminalną (zaginięcie kobiety podczas wakacyjnego rejsu jachtem..) pozostawia w połowie filmu, nie rozwiązuje jej, a idzie w stronę psychodramy poszukujących jej przyjaciół, którzy nawiązują ze sobą romans. Antonioni zrywa z klasyczną dramaturgią diametralnie, i kontynuuje tę drogę przez długi czas. Film, jak każda forma literackiej narracji, jest atrakcyjny dla widza właśnie przez to, że podaje mu regularne wyznaczniki czasu, kolejne zwrotne punkty, czytelne cezury…  W życiu zaś, jak twierdził reżyser – nie ma klarownych, dramaturgicznych zwrotów i dramaturgicznych rusztowań. W życiu – wszystko jest płynne, relatywne, niedookreślone… Improwizowane.

Zawód: reporter i Powiększenie analizują właśnie ów problem obiektywnego spojrzenia na świat. Antonioni grał zimną, apsychologiczną formułą kina – pozostawiał nieraz swych bohaterów kierując kamerę na to, co jest obok nich, wokół nich, poza nimi… czy są to arystokratyczne salony, czy industrialne miasteczka, czy zamglone uliczki, opuszczone plaże… Przestrzeń życia dla Antonioniego wydawała się najważniejsza, przez to stawała się niemal – metafizyczna… Dopiero czekająca – na wypełnienie…

Jak mówił: "Nigdy nie ufam temu, co widzę, temu, co pokazuje mi obraz, ponieważ wyobrażam sobie, co jest poza nim. I to, co znajduje się poza obrazem nie może być poznane".  Paradoksalnie – aby analizować swe wątpliwości – sięgnął po medium, wydawałoby się, najbardziej obiektywne ze wszystkich…

Grali u niego najwięksi dziś aktorzy: Monica Vitti, muza reżysera; Jeanne Moreau, Mastroianni, Jack Nicholson, John Malkovitch czy Fanny Ardant… Pierwsze trzy nazwiska kojarzone były z Antonionim nierozerwalnie, jak Max von Sydon, Ingrid Thulin czy Liv Ullman z Ingmarem Bergmanem…

Dwaj filozofowie kina, który zmienili jego oblicze i sprawili, że  umocniła się jego pozycja jako sztuki wysokiej. Antonioni ze swym spojrzeniem zimnym, ekstrawertycznym, i Bergman, introwertyk egzystencjalny… Dwaj misterni esteci kadru… A przez to i – życia.

Odeszli. W podejrzanej sztafecie. Jakże ironicznej.

Wielu twórców nawiązywało, z należytym namaszczeniem, do ich twórczości, jak Woody Allen do Bergmana  czy Wim Wendes do Antonioniego. Pojawia się jednak obawa – i wiem, że brzmi ona starczo i pompatycznie – kto dziś, w dobie nachalnej pstrokacizny na każdym polu sztuki, będzie kontynuował kontemplacyjną drogę tych dwu Mistrzów?


Na pomnikach (przepraszam, za sztampę metafory…), także osiada . . .


***


Ingmar Bergman zmarł wczoraj nad ranem, w swoim domu na wyspie Faro. Był jedną z najważniejszych postaci w historii kinematografii i teatru.

Bergman zmarł w wieku 89 lat. W jego dorobku mieści się blisko 60 filmów, 26 radiowych słuchowisk, kilkaset wyreżyserowanych spektakli teatralnych oraz spora liczba scenariuszy i dramatów. Jego twórczość charakteryzowała się pesymizmem, nostalgią, gorzkim liryzmem. Twórca konsekwentnie eksplorował psychologiczną sferę życia, na co wpłynęło surowe, protestanckie wychowanie i silne echa skandynawskiego egzystencjalizmu.

Zdobywca wielu prestiżowych nagród artystycznych, w dziedzinie filmu i teatru. Trzykrotny laureat Oscara dla filmu obcojęzycznego – za obrazy Źródło, Jak w zwierciadle oraz Fanny i Aleksander. Do najważniejszych jego pozycji należą moralitety Siódma pieczęć i Tam gdzie rosną poziomki, dramaty Szepty i krzyki, Persona, Milczenie, oryginalna adaptacja opery Mozarta Czarodziejski flet czy analiza narodzin faszyzmu Jajo węża.

Przez poetykę jego obrazów przebijały bardzo często elementy bliskie kinu grozy, czego najbliżej był w Godzinie wilka.  W telewizyjnej produkcji Z życia marionetek wykorzystał sztafaż kina kryminalnego.




 

Ingmar Bergman

(14 lipca 1918 - 30 lipca 2007)

Michelangelo Antonioni

(29 września 1912 - 31 lipca 2007)