Horror to ludzie

HORROR TO LUDZIE

JACK KETCHUM OPOWIADA O HISTORII KINA GROZY I O TYM, ŻE LUDZIE SĄ STRASZNIEJSI OD WAMPIRÓW.

Rozmawia ROBERT ZIĘBIŃSKI

 

NEWSWEEK: Dlaczego "Psychoza" Hitchcocka to film przełomowy?

JACK KETCHUM: Sprawiły to dwa zaskakujące do dziś zabiegi narracyjne, czyli zabójstwo głównej bohaterki w połowie akcji i słynna scena pod prysznicem. Do tej pory niektórzy twierdzą, że widzieli nagą Janet Leigh leżącą z nożem w plecach. To, co Hitchcock zrobił w tej sekwencji, to mistrzostwo narracyjne i montażowe, z którym do dziś wszyscy się ścigają, ale nikomu nie udało się stworzyć równie sugestywnej sceny. Scena pod prysznicem to genialna sekwencja okrucieństwa bez okrucieństwa.

N: Czyli da się w popkulturze unikać brudu i bólu?

J.K.: Kiedy powstawała "Psychoza", film grał na uczuciach widzów, mógł wydawać się okrutny i niezwykle intensywny. Dziś odbieramy go inaczej, bo kino i popkultu-ra bardzo się zbrutalizowały. Na przełomie lat 50. i 60. filmy takie jak "Na nabrzeżach" czy "Tramwaj zwany pożądaniem" uznawano za obsceniczne i okrutne. Zresztą do dziś uważam, że "Na nabrzeżach" to jeden z najbardziej przerażających obrazów w historii kina. "Psychoza" należy do tych filmów, które przetarły szlaki dla współczesnego horroru, bez których nie byłoby "Milczenia owiec" i Hannibala Lectera. Co więcej, "Psychoza" złamała kulturowe tabu, pokazując, że bestia i potwór nie muszą mieć kłów Drakuli ani być mumią. Bestia mieszka często w domu obok. Robert Bloch napisał "Psychozę" opierając się na faktach. Chodzi o historię Eda Geina, seryjnego mordercy z Wisconsin, który mieszkał w sąsiedztwie. Gdy go schwytano, upadł mit o ciepłych, przyjaznych przedmieściach. Okazało się, że zło często ma twarz sąsiada, o którym nikt nie powiedziałby złego słowa.

Ciąg dalszy wywiadu tutaj

Źródło: Newsweek