Testament Matarese’a to powieść Roberta Ludluma. Czyli świetna sensacyjna książka o rozbudowanej, dopracowanej w szczegółach fabule, z wątkiem szpiegowsko - miłosnym i nietypowym, jak na amerykańskiego pisarza, pomysłem. Ta nietypowość polega na zmianie schematu szpiegowskiej wojny supermocarstw – Stanów Zjednoczonych i Rosji.
Stałym tłem większości amerykańskich powieści sensacyjnych są subtelne próby przechytrzenia kontrwywiadu jedynego godnego przeciwnika. Tym razem jednak Ludlum odchodzi od tego schematu, tworząc dwóch bohaterów – agenta Operacji Konsularnych Brandona Scofielda i Wasilija Taleniekowa, czołowego stratega radzieckiego wywiadu. Są nie tylko agentami dwóch antagonistycznych państw, ale swoimi największymi nieprzyjaciółmi. Są w stanie poświęcić swoją pracę, by zemścić się za doznane od siebie nawzajem krzywdy: śmierć żony, śmierć brata. Dążą do konfrontacji, wiedząc, że tylko jeden z nich wyjdzie z niej żywy.
Jednak życie (pod postacią Ludluma) wprowadza scenariusz, którego nigdy by się nie spodziewali: jedna informacja powoduje, że z myśliwych zamieniają się w zwierzynę łowną. To informacja o matarezowcach – ludziach, którzy chcą zawładnąć światem. I zaczynają to robić calkiem skutecznie, działając jak niewidzalna ręka wyposażona w doskonałą broń do wprowadzania zamętu. Tylko oni dwaj, współpracując, są w stanie powstrzymać spadkobierców testamentu Guilliame'a de Matarese.
Ludlum napisał Testament Matarese’a w 1979 roku, osiem lat po swoim debiucie, tuż przed Tożsamością Bourne’a . W Polsce książka doczekała się pięciu wydań. Podobnie jak w trylogii, która przyniosła mu sławę, w Testamencie... starannie konstruuje psychikę swoich bohaterów. Czytelnik poznaje ich pragnienia, motywy i dążenia, by stać się świadkiem ich psychologicznej przemiany. Ludlum zmusza swoich bohaterów do rezygnacji ze wszystkiego, co dla nich ważne, dla dobra świata. Rozwojowi akcji towarzyszy więc powolna przemiana bohaterów, którzy z wrogów pragnących śmierci przeciwnika stają się przyjaciółmi. Ramię w ramię stają przeciw własnym rządom, które zleciły dyskretne pozbycie się uciążliwych agentów, wymykających się spod kontroli. Scofield i Taleniekow nie zostali jednak do tej dziwnej misji wybrani przypadkowo: są najlepszymi agentami, a sytuacja będzie wymagać od nich wykorzystania więcej niż maksimum swoich możliwości. O
czywiście, nie byłoby amerykańskiej powieści sensacyjnej bez pięknej kobiety, która staje się sprzymierzeńcem głównego bohatera – lub, jak w Testamencie..., bohaterów. Ludlum jak zwykle stwarza wątek miłosny, w którym kobieta jest przypomnieniem, że można żyć w spokoju, bez nieustannego napięcia i poczucia zagrożenia. To też jeden z jego ulubionych motywów: bohater, który nie ma już nic do stracenia, spotyka kobietę, która przywraca mu wiarę w to, że marzenie o spokojnym życiu może się spełnić – a ona jest jego istotnym elementem.I tak zazwyczaj się kończy: po pokonaniu wszystkich przeciwności fabuły bohater odpływa łódką na jakąś małą, tropikalną wyspę i tam stawia dla siebie i ukochanej czwarty albo piąty na tej wyspie dom.
Jest w takich zakończeniach sporo uroku: a Ludlum jest mistrzem budowania napięcia i łagodzenia go w romantycznych happy endach. W ten sposób pisarz nie tyle przywraca stan porządku, ale wprowadza nowy - lepszy. Bohater przez chaos przechodzi z samotnego życia pełnego zagrożeń, w którym przyszłość to synonim następnej doby, na swego rodzaju emeryturę: harmonię dzieloną we dwoje. W uratowanym przed kolejnym spiskowym kataklizmem świecie.
Marta Stasiak
Testament Matarese’a
Robert Ludlum
Przekład: Robert Waliś
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2010
Stron: 614
{mosimage}Powieść po raz pierwszy została wydana w 1980 roku. W Polsce wyszła dziesięć lat później, by doczekać się kolejnych wznowień.
29 lipca 2010