Uzbrojeni szaleńcy wpadają do szkoły i mordują niewinnych nastolatków. Brzmi jak jedna z tragicznych wiadomości przekazywanych przez radio i telewizję, prawda? Taki temat wybrał na debiutancką powieść Sean Slater – a właściwie Sean Sommerville, policjant z Vancouver.
Jacob Striker, policjant z Vancouver (trudno uniknąć podejrzeń, że główny bohater ma w sobie coś z autora), który właśnie wrócił do pracy po półrocznym urlopie, dostaje wezwanie. O nie, wcale nie na miejsce zdarzenia, choć pewnie to by wolał. Zostaje wezwany do Liceum Świętego Patryka, szkoły swojej córki, która znów uciekła z lekcji. W czasie rozmowy z dyrektorką słyszy strzały. Okazuje się, że trójka uzbrojonych i ubranych w hokejowe maski napastników otworzyła ogień do uczniów. Ginie dwadzieścioro dwoje dzieci. Choć mogłoby się wydawać, że to sprawka szaleńców, prawda wygląda inaczej – trop prowadzi na odległy kontynent, w trochę mniej odległą przeszłość.
Brak w Ocalonym jakiegokolwiek wprowadzenia, od razu zostajemy wrzuceni w sam środek akcji. Autor nie opisuje miejsc, nie charakteryzuje też bohaterów – poznajemy ich sami, w działaniu. A jest go dużo: od pierwszych stron powieści dzieje się mnóstwo, a akcja jest wartka, jak przystało na powieść sensacyjną. Wydarzenia rozgrywają się w ciągu zaledwie trzech dni, zmieniając się przy tym jak w kalejdoskopie. Czego tu nie ma? Strzelaniny, gangi, prostytutki… A mimo to fabuła jest spójna i nie sprawia wrażenia przeładowanej.
Slater, jako debiutant, nie uniknął jednak drobnych wpadek. Bowiem Jacob Striker, choć jest wiarygodnie zbudowaną postacią, może irytować. Przede wszystkim tym, że ciężko znaleźć w nim jakiekolwiek wady. Jako policjant jest niemal idealny – dobro śledztwa jest dla niego najważniejsze, a po to, by odkryć sprawców, nie waha się przed złamaniem paru reguł i narażeniem szefostwu. A i tak nie ma w życiu łatwo – niedawno umarła (w tajemniczych okolicznościach) jego żona, a córka od tego momentu wciąż sprawia kłopoty. Striker jest zresztą jedynym bohaterem Ocalonego nakreślonym szerzej – reszta to postaci stworzone w oparciu o schematy. Partnerka Strikera, Felicia, jest w powieści chyba tylko po to, by ten miał z kim prowadzić dialogi – skądinąd dosyć zabawne. Courney, jego córka, to typowa amerykańska nastolatka, dla której najważniejsze są koncerty, ciuchy i randki. Jakby tego było mało, szef Strikera to wyjątkowo antypatyczny typ, którego jedynym chyba celem życiowym jest idealne prezentowanie się w telewizji. Ciekawi są za to przestępcy i ich motywy (Slater bowiem momentami odchodzi od narracji z punktu widzenia Strikera i przedstawia tok myślenia „tych złych”).
Zaletą powieści jest dobra znajomość policyjnych procedur – ale zdziwiłabym się, gdyby jej tu brakło. W końcu autor jest doświadczonym policjantem, pracującym w najgorszych dzielnicach Vancouver. Może zresztą stąd ten niezbyt sympatyczny, momentami wręcz brutalny opis kanadyjskiego miasta?
Ocalony to bardzo dobry debiut, którego nie są w stanie zepsuć nawet patetyczne (i na szczęście rzadkie) wstawki w stylu „Śmierć miała jeszcze powrócić”, pasujące do powieści sensacyjnej jak kwiatek do kożucha. Zapewniam, że nie będziecie się nudzić podczas czytania. Braknie Wam na to czasu. I o to chodzi w tym gatunku, prawda?
Ewa Wrona
Ocalony
Sean Slater
Przekład: Dariusz Wójtowicz
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2011