Bóle fantomowe: fragment

Thomas Enger

Bóle fantomowe

CZĘŚĆ I

1

22 miesiące później

Krzyk zawsze brzmi tak samo.
Henning Juul mruga, po omacku sięga do wyłącznika światła. Prześcieradło pod nim jest mokre, rozgrzane powietrze aż drży. Wilgotną ręką przesuwa palcami po bliznach na twarzy i szyi. W głowie rytmicznie dudnią basy płynące z jakiegoś otwartego okna na Steenstrups gate. Gdzieś dalej z rykiem rusza motocykl, w końcu zapada cisza. Jak crescendo przed nagłą śmiercią.
Henning bierze głęboki oddech, próbuje zabić sen, który wciąż w nim żyje i jest wyraźny jak film. Ale ten sen nie daje się wymazać.
Rozpoczął się sceną pełną harmonii. Zamierzali tylko iść z Jonasem na sanki. W ciągu nocy ziemię pokryła gruba warstwa śniegu. Na skrzyżowaniu przy Birkelunden ledwie widoczne szyny tramwajowe wyglądały jak zasmarkane srebrne rynny. Płatki śniegu, wciąż gęsto wirujące w powietrzu, topniały, nim zdołały ukąsić Henninga w policzek.
Zaciągnął Jonasa na sankach przez Toftes gate do parku Sofienberg, gdzie dzieci na niedużej górce poniżej kościoła wyglądały jak czarne kreseczki. Jonas energicznie kręcił kierownicą. Zanim dotarli na miejsce, Henning już zdążył się zdyszeć. Chciał usiąść na sankach, ale Jonas go powstrzymał.
- Ty nie, tatusiu! Ja sam!
- No dobrze, ale potem będziesz też musiał sam wciągnąć sanki.
- Jasne!
- Obiecujesz?
- Taak!
Henning dobrze wiedział, że wilgotne płatki śniegu mają dłuższy żywot niż obietnica złożona przez Jonasa, ale trudno.
- Popchnij mnie, żebym szybciej zjechał!
- Okej. Tylko się mocno trzymaj. Liczymy do trzech.
Odliczyli razem:
- RAZ! DWA! Iiii TRZYYY!!!
Henning mocno pchnął Jonasa. Usłyszał, jak chłopiec, mknąc po śniegu, krzyczy z radości. Zauważył, że inne dzieci patrzą zachwycone widokiem chłopczyka w jasnoniebieskiej czapce, pędzącego w dół ku niedużej skoczni, którą ktoś zbudował w połowie zbocza. Jonas na nią wjechał, uniósł się nad ziemią, ale szybko wylądował i dalej krzyczał szczęśliwy, kręcąc kierownicą, żeby ominąć nadchodzącą z przeciwka dziewczynkę. Mała odwróciła się i śledziła go wzrokiem, a on coraz bardziej skręcał w lewo.
W stronę drzewa.
Henning też to widział. Widział małe rączki synka kurczowo zaciśnięte na kierownicy. Rzucił się biegiem na dół, ale nie złapał przyczepności, poślizgnął się i upadł. Zaczął się staczać, lecz w końcu udało mu się wstać.
Wszystko zamarło, i płatki śniegu, i głosy, gdy Henning układał wargi do krzyku. Ale z ust nie wydobył się żaden dźwięk. Z rozpaczą patrzył na innych rodziców, którzy znieruchomieli, jakby wmarzli w ziemię, i tylko się przyglądali. W końcu zamknął oczy. Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał jeszcze raz oglądać śmierci syna.
Jonas nagle zniknął. Zniknęła też ziemia i śnieg, drzewa i ludzie. Wokół zapanowała ciemność. Charakterystyczny zapach dymu kręcił w nosie. I chociaż Jonasa nie było widać, słychać było jego krzyk. Henning zaczął panicznie wymachiwać rękami, żeby zrobić dziurę w walącej się na niego ciemności, ale to nie pomagało. Żar kłuł w twarz. Nie było czym oddychać i Henning zaczął kaszleć.
Przez dym przedarł się przebłysk światła. Henning zamrugał, koncentrując wzrok na otworze, który stale się powiększał. Dalej dostrzegał jakieś drzwi pochłaniane przez płomienie. Kolejny atak kaszlu. Otwór znów się zmniejszył i wkrótce dym zatkał go już całkiem. Pozostał tylko żar i ciemność. Właśnie wtedy Jonas zaczął krzyczeć.
Znów.

Czerwone mrugnięcie pozwala Henningowi wypuścić powietrze z płuc. Oczy szukają drugiego czujnika dymu, czekając na regularne mrugnięcie oznaczające życie. Mija jednak kilka sekund. Potem jeszcze kilka. I jeszcze. Henning już czuje skurcz w piersi powoli przemieszczający się na barki i kark. W końcu czerwone światełko mruga. Szybko.
Henning opada na poduszkę i głęboko oddycha. Czeka, aż potwór w piersi się uspokoi. Znów dotyka blizn na twarzy. Ciągle pieką. Nie tylko na zewnątrz. I dalej będą piekły, dopóki nie dowie się, kto podpalił jego mieszkanie. Kto doprowadził do śmierci najcudowniejszego chłopca na ziemi.
Odwraca się w stronę nocnego stolika. Nie ma jeszcze wpół do jedenastej. Ból głowy, z którym kładł się półtorej godziny wcześniej, nie przestaje pulsować. Henning, rozmasowując skronie, człapie do kuchni i wyjmuje z lodówki ostatnią puszkę coli. W salonie zrzuca z kanapy ubrania i gazety, siada i otwiera puszkę. Słuchając szumu bąbelków powietrza unoszących się na powierzchnię, robi się senny. Zamyka oczy, marząc o śnie bez płatków śniegu.


2

- Kończycie już, czy nie? Chcę iść do domu.
Gunhild Dokken przechyla się przez kontuar i patrzy w głąb lokalu. Z głośników leci piosenka Jokke & Valentinerne. Na dalszej ławce leży Geir Gronningen i stękając, wyciska z klatki sto trzydzieści pięć kilo. Za nim przy lustrze stoi niewysoki krępy mężczyzna i asekuruje, wodząc rękami za sztangą, ale nie pomaga. To Petter Holte.
- Zostały nam jeszcze dwa zestawy ćwiczeń - odpowiada dziewczynie, nie odrywając skoncentrowanego spojrzenia od sztangi.
Gunhild odwraca się, patrzy na zegar na ścianie. Jest już prawie za kwadrans jedenasta.
- Dzisiaj piątek, chłopaki. Co więcej - piątkowy wieczór. Dochodzi jedenasta. Nie macie nic innego do roboty?
Żaden nie odpowiada.
- Dalej! - ponagla Per Ola Heggelund, ten, który stoi przy końcu ławki z rękami założonymi na piersi.
Gronningen prawie upuszcza sztangę na siebie. Holte lekko ją unosi, wspomagając drżące ramiona Gronningena.
- Jeszcze raz - mówi. - Dasz radę podnieść jeszcze raz.
Gronningen bierze głęboki wdech, opuszcza sztangę na pierś i wyciska z całej siły. Mięśnie wibrują, Holte pozwala mu walczyć o każdy milimetr. W końcu kilogramy znajdują się w górze i Gronningen może z rykiem odłożyć sztangę na stojak. Krzywiąc się, naciska mięśnie piersi, drapie się w rozczochraną brodę i odgarnia z twarzy długie cienkie włosy.
- Nieźle. - Heggelund z uznaniem kiwa głową.
Gronningen patrzy na niego spode łba.
- Nieźle? Do dupy. Przecież zwykle wyciskam więcej.
Heggelund nerwowo zerka na Holtego, ale odpowiedzią jest tylko wściekłe spojrzenie. Holte rozpina pas na brzuchu, przyglądając się w lustrze łysej głowie, podobnie jak reszta ciała opalonej w solarium. Obciąga czarne rękawiczki i obserwuje mięśnie pod obcisłym białym podkoszulkiem. Zadowolony kiwa głową, oceniając naprężone bicepsy. Poprawia spodenki Better Bodies, w końcu podchodzi do kontuaru, gdzie Gunhild Dokken znudzona przegląda jakiś tygodnik. Grzywka opadła jej na oczy.
- A co, wybierasz się gdzieś? - pyta Holte, stając przed nią. Głos ma miękki i pełen wyczekiwania.
- Idę do domu - odpowiada Gunhild, nie podnosząc wzroku.
Holte powoli kiwa głową, uważnie się jej przyglądając.
- Masz ochotę na towarzystwo?
- Nie - stwierdza krótko.
Nozdrza Holtego lekko się rozszerzają.
- A może ktoś inny cię odwiedzi?
- Nie twoja sprawa! - prycha Gunhild.
Po krótkiej chwili Holte odwraca się do Gronningena, który ponagla go ruchem głowy.
- Przecież jesteśmy tu tylko my - mówi Holte. – Jeśli chcesz, mogę za ciebie pozamykać.
Gunhild szybkim ruchem składa tygodnik.
- Nie mogłeś tego zaproponować trochę wcześniej, kiedy jeszcze było trochę wieczoru?
- No owszem, mogłem, ale...
Gdy Holte spuszcza głowę, na jego twarz kładzie się cień.
- Okej – wzdycha gniewnie Gunhild. - Wiesz, gdzie są klucze.
Podchodzi do wieszaka i wkłada cienką czarną kurtkę. Komórkę chowa do torebki, którą przerzuca przez ramię.
- Tylko się nie zamęczcie, chłopaki!
- Następny trening dopiero w niedzielę.
- Ho, ho - mówi Gunhild z przekąsem. - Macie jeden dzień wolnego.
Holte uśmiecha się i wzrokiem odprowadza dziewczynę do wyjścia. Rozlega się brzęk dzwonka i drzwi zdecydowanie się zamykają. Gunhild znika w mroku. Holte prawie niezauważalnie kręci głową, wchodzi za kontuar, wyłącza muzykę i odszukuje na statywie kompakt Metalliki. And Justice For All. Nastawia ósmy utwór, To Live Is to Die. Pogłaśnia i przewija do połowy piosenki.
- Tym razem też nie było brania? - uśmiecha się Heggelund, kiedy Holte wraca. Ten patrzy na niego ponuro, ale nie odpowiada. Pyta tylko, czyja teraz kolej.
- Teraz Heggis - oświadcza Gronningen, patrząc na Heggelunda.
- No tak, jasne – mówi tamten szybko. Podchodzi do sztangi i z każdej strony usuwa po piętnaście kilogramów. Potem siada, bierze kilka głębokich wdechów, kładzie się i odnajduje punkt, na którym zawsze umieszcza palec od fuck you. Znów wypełnia płuca powietrzem. Holte ponownie zajmuje pozycję za jego głową, a James Hetfield melorecytuje: „when a man lies, he murders some part of the world”.
Heggelund zdejmuje sztangę ze stojaka, obciążniki dzwonią o siebie, kiedy ją opuszcza i wyciskając, unosi do góry. Pierwsza próba idzie gładko. Heggelund stara się znaleźć spokojny rytm i kolejna powtórka też się udaje. Dwa podniesienia później w stęknięciach pojawia się więcej agresji. Holte prostuje plecy, dba o należyte utrzymanie równowagi, w końcu podsuwa dłoń pod gryf, gotów pomóc. Spogląda na Gronningena, który kiwa głową, a jednocześnie podchodzi o kilka kroków. W głośnikach Metallica przechodzi do twardego jak kość riffu rozpoczynającego Dyers Eve.
Heggelund zamyka oczy i zaklina całą siłę, jaka mu została, by jeszcze raz podnieść sztangę, ale ciężar ani drgnie. Otwiera oczy. Dłonie Holtego przesunęły się spod sztangi na wierzch gryfu. Gronningen stanął z boku ławki, a teraz siada Heggelundowi okrakiem na brzuchu. Ten głośno stęka. Holte przeciąga sztangę w swoją stronę, zatrzymuje ją w odległości kilku centymetrów od grdyki Heggelunda, w którego oczach pojawia się panika.
- Co... co...
- Jak długo tu jesteś? - pyta Gronningen. - Dwa miesiące? Dwa i pół?
Heggelund próbuje coś powiedzieć, ale wszystkie siły musi poświęcić na odsuwanie sztangi od szyi.
- Masz nas za głupków? - Holte patrzy na niego twardo. - Myślisz, że pozwolimy pierwszemu lepszemu trenować z nami i nie sprawdzimy najpierw, kim tak naprawdę jest?
Z gardła Heggelunda wydobywa się jedynie ochrypłe charczenie.
- Okłamałeś nas - syczy Holte przez zaciśnięte zęby. - Próbowałeś nas oszukać. Wydaje ci się, że nie wiemy, że jesienią idziesz do szkoły policyjnej?
Heggelund otwiera oczy jeszcze szerzej.
- O co ci właściwie chodzi? - pyta Gronningen. - Naoglądałeś się za dużo telewizji? Myślałeś, że twoja kariera będzie miała kick start? Może Undercover?
- Nie udało ci się - przejmuje Holte. - Nikomu się nie uda!
- Plis! - błaga Heggelund. Ręce mu drżą. Holte naciska sztangę, aż zaczyna dotykać skóry. Z oczu sypią mu się iskry.
- Masz zamiar jeszcze tu przyjść? - pyta Gronningen.
Heggelund zaciska oczy, próbuje kręcić głową. Na jego twarzy łzy mieszają się z kropelkami potu.
- Masz zamiar komuś o tym powiedzieć? - syczy Holte.
Heggelund znów usiłuje przesunąć głowę. Gronningen przygląda mu się przez kilka sekund, w końcu schodzi z niego i daje znak Holtemu. Heggelund ledwie jest w stanie oddychać, ale Holte nie usuwa sztangi.
- Wystarczy - mówi Gronningen.
Holte nie odpowiada.
- Petter!
Holte niechętnie unosi sztangę, Heggelund pomaga mu resztką sił. Wkrótce sztanga z hałasem opada na stojak. Holte odwraca się, sięga po ręcznik i prycha z pogardą. Gronningen odciąga go na bok.
- Cholera, mogłeś go zabić - szepcze.
Holte nie odpowiada, tylko patrzy na Heggelunda, który z trudem łapie oddech. Ma policzki mokre od łez i ciężkie powieki.
- Jak mówię dość, to znaczy dość - oświadcza Gronningen. - Zapomniałeś wszystkiego, czego się nauczyliśmy od Torego?
Holte nie odpowiada, tylko odchodzi. Heggelund powoli siada. James Hetfield ryczy w głośnikach. Gronningen się odwraca, robi kilka kroków w stronę Heggelunda, który wciąż trzyma się za gardło. Gronningen czeka, aż nawiążą kontakt wzrokowy, po czym skinieniem głowy wskazuje na wyjście. Heggelund człapie z trudem. Chwiejnym krokiem dociera do drzwi, z których biją w oczy czerwone jak krew litery: SIŁA & SZACUNEK.
 (...)