Po dwudziestu stronach byłam jednak zniechęcona – język płaski i nijaki, sztampowe dialogi, mnóstwo banałów i frazesów, które czytaliśmy tyle razy, w tylu powieściach z dreszczykiem, że nie robią już wrażenia. Potem doszłam do wniosku, że może to być wina tłumaczenia (trudno mi bowiem uwierzyć, że wszystkie bohaterki powieści niezależnie od wieku i pozycji społecznej tak bardzo kochają kamizelki, że niczego innego nie noszą!).
Postanowiłam jednak dać Newman szansę i czytałam dalej. I nie żałuję, bo około pięćdziesiątej strony książka zaczyna naprawdę wciągać. Czyta się szybko, dzieje się sporo i bardzo krwawo:
W Ariel Collage zamordowano studentkę. A dokładnie – wypatroszono ją i pocięto w najbardziej okrutny i bestialski sposób, jaki można sobie wyobrazić. Przy ciele w stanie katatonii siedzi zakrwawiona dziewczyna. Obok stoi jej chłopak. To już trzecie takie morderstwo w ciągu trzech lat, a policja nadal nie ma pomysłu, kto może być sprawcą. Pomagający inspektorowi Weathersowi psychiatra Matthew Dennison ma nadzieję, że to zabójstwo będzie przełomowe dla sprawy. Musi tylko dotrzeć do tkwiącej w katatonii Olivii i dowiedzieć się, co wydarzyło się w studenckim pokoju. Kto zabija piękne, młode i inteligentne studentki: tajemniczy rzeźnik z Cambridge? Ktoś ze studentów? A może każda z dziewczyn padła ofiarą innego zabójcy? Powoli psychiatra i policja zaczynają odkrywać prawdę, która jest dziwaczna, ponura, mroczna i niesamowita. Źródła działań mordercy należy szukać w jego przeszłości.
Jestem z tych amatorów kryminałów, którzy ze wszystkich elementów składowych powieści kryminalnej na pierwszym miejscu stawiają fabułę i zagadkę. Dopiero potem są bohaterowie, język, tło, erudycja autora i różne wartości naddane, takie jak problematyka społeczna czy różnego rodzaju dodatki, ciekawostki, ozdobniki. W końcu kryminał to przede wszystkim rozrywka, a ta bywa na różnym poziomie. Dlatego zaakceptowałam nieco toporny język powieści, który z czasem przestaje przeszkadzać, bo sama fabuła jest ciekawa i zagmatwana.
Dekoracje są typowo angielskie, można nawet powiedzieć wiktoriańskie – większość akcji rozgrywa się bowiem w murach wiekowego uniwersytetu. Jednak sama struktura powieści jest bardzo amerykańska. Mamy liczne zwroty akcji i retrospekcje, odkrywające przed czytelnikiem białe plamy we współczesnym wątku. A przede wszystkim do samego końca autorka serwuje nam twisty, jakich nie powstydziliby się tacy mistrzowie tego zabiegu, jak Coben czy Deaver, i które tak kochają twórcy filmowych thrillerów.
Jeśli więc pragniecie czystej rozrywki i inteligentnej zagadki, to polecam „Bal absolwentów”. A pogoda ostatnio jest tak koszmarna, że nic tylko zaszyć się pod kołdrą z taką właśnie pozycją w ręku.
Od dziś w księgarniach znajdziecie wznowienie powieści "Bal absolwentów" Ruth Newman - historię o seryjnym mordercy grasującym po uniwersytecie w Cambridge i ...
01 lipca 2014