Mój przyjaciel laptop, Gaja Grzegorzewska

Mój przyjaciel laptop

Obiecywałam sobie, że gdy skończę pisać książkę, zbiorę się w końcu w sobie i zaniosę laptopa do serwisu, bo już biedaczysko ledwo dycha. Coraz częściej po odpaleniu pojawiają się coraz bardziej niepokojące komunikaty. Minął jednak miesiąc, a ja nadal nie zdecydowałam się, by oddać staruszka w łapska jakiegoś konowała. Nie chcę się z nim rozstawać.

Zaczęłam rozmyślać o tym, jak silne jest przywiązanie współczesnego człowieka do jego komputera. No bo zastanówcie się: czy macie w domu przedmiot, który cenicie bardziej niż waszego laptopa (zakładając, że nie posiadacie ukrytej w sejfie sztabki złota albo bezcennego dzieła sztuki na ścianie)? Fotograf Foster Huntington poprosił różne osoby, by pokazały mu, co uratowałyby z płonącego domu, a następnie zrobił tym przedmiotom zdjęcia. Są wśród nich rzeczy praktyczne, typu paszport, sentymentalne, jak albumy czy maskotki, albo dziwaczne i absurdalne, jak kondomy. Ja jednak myślę, że w rzeczywistości, gdyby człowiek mógł uratować z pożaru tylko jedną jedyną rzecz, tą rzeczą byłby laptop. A na pewno byłoby tak w moim przypadku.

Człowiek miasta, taki jak ja, w dużym stopniu utracił korzenie i stał się nomadą, zawsze gotowym do drogi. Migruje z miejsca w miejsce, dostosowując się do sytuacji na rynku pracy i różnych innych czynników. Mamy nowych koczowników zmieniających plemiona. Stawiają na dywersyfikację umiejętności i gotowość do przebranżowienia się. Wynajmują mieszkania, bo wolą nie zaciągać kredytów, które uwiążą ich do jednego miejsca na pięćdziesiąt lat, chcą mieć większą swobodę ruchu. Albo kupują lokum i już w trakcie spłaty kredytu myślą o sprzedaży, wymianie, wynajmie. Policzcie sami, ile razy się już w ciągu życia przeprowadzaliście. Ja tylko w tym roku mieszkałam w czterech różnych domach. I każde z tych miejsc nazywałam domem, bo mój dom jest tam, gdzie ja jestem. I gdzie jest mój laptop i komórka – czyli mój mały przenośny świat. Jak mam go przy sobie,  to wszędzie jest mi dobrze. Nieważne, czy to hotel, dom znajomych, czy może tylko przedział w pociągu.

Czasami odnoszę wrażenie, że mój laptop to żywe stworzenie. Nikt go nie zna tak jak ja. Tylko ja wiem, jakie litery kryją się pod wytartymi całkowicie klawiszami. On ma swoje humory, zwyczaje i dziwactwa, których przyczyny trudno dociec. Sporo razem przeżyliśmy i ma w sobie wiele ze mnie. Dosłownie. To nie był nigdy harmonijny związek. On bywa irytujący, a ja niecierpliwa. A im jest starszy, tym bardziej przypomina marudnego, nieznośnego, stetryczałego dziada, wokół którego ciągle trzeba coś robić, aby jakoś funkcjonował. Czasami po prostu zawiesza się i nie ma z nim kontaktu. Pospieszanie tylko pogarsza sprawę. Bywa, że trzeba zastosować wobec niego kontrowersyjną metodę brutalnego odłączenia od respiratora, by pobudzić rozleniwiony, gasnący organizm jeszcze raz do działania.

Wiem, że jego czas się kończy. Jest to kwestia może tygodni, może miesięcy. Raczej już nie lat. Godziwe warunki i serwisowanie może mogłyby mu przedłużyć egzystencję do roku. Czy jest jednak sens męczyć dziadygę? Trzeba by go wypatroszyć i opróżnić. Poza tym na myśl o rozłące czuję nadchodzące bóle fantomowe. Dlatego każdy kolejny dzień życia jest cenny i uproszony u bożka ekonomii krótkotrwałości, którego życzeniem jest przecież, abym zezłomowała nareszcie gruchota i kupiła sobie nowego przyjaciela.    

Komputer i komórka to rzeczy bardziej osobiste niż bielizna. Nikt nie lubi, aby inni grzebali mu w zakamarkach twardego dysku, albo nie daj boże coś zmieniali, ulepszali, aktualizowali. Wpadłam w szał, gdy mój były chłopak zainstalował mi nową przeglądarkę, którą uznał za bardziej odpowiednią. Zupełnie jakby mi narzucił swoje metody wychowawcze, krytykując moje.

Wiara, że przedmioty martwe mają duszę, jest dowodem na to, jak samotne stało się życie człowieka, ale paradoksalnie równocześnie wskazuje na niezmienną potrzebę miłości i posiadania czegoś całkowicie własnego i bliskiego. Nawet jeśli nie przekazało się cząstki siebie potomstwu, to przekazało się tę cząstkę laptopowi. Żadne inne artefakty, które człowiek gromadzi wokół siebie, nie mówią o nim tyle, ile zawartość twardego dysku. Ludzie wybierają swoim komputerom tapety i wygaszacze. Ubierają komórki w różne ochronne osłony, pokrowce i etui, żeby ładnie wyglądały. Twórcy SF widzieli w komputerach przede wszystkim zagrożenie dla człowieka. Nie przewidzieli tej dziwacznej quasi-miłosnej relacji między człowiekiem i maszyną. I tego, że laptop bardziej niż morderczego HALa 9000 będzie przypominał domowego pupila, przyjaciela i powiernika.

Gaja Grzegorzewska