Grin vs Szatan, sensacja vs kryminał

Spotkania autorskie rzadko kiedy wypadają tak merytorycznie, jak wczorajsze (11.XII.07) z Irkiem Grinem w krakowskiej księgarni Świata Książki – bez gwiazdorzenia, jowialności czy  standardowego międlenia „skąd akurat wybór tego gatunku?” (no, może odrobinę…); do takich, rutyniarskich spotkań ostatnio przywykłem, zaś rozmowa Marcina Świetlickiego i Grzegorza Dyducha z Grinem okazała się był małym, acz istotnym wykładem o około-kryminalnych gatunkach. Zresztą nie tylko.

Autor wydanego ostatnio Pana Szatana, powieści pastiszującej gatunek sensacyjno-szpiegowski, choć całkiem serio mówiącej o terrorystycznym zagrożeniu, osobiście odwiedził wszystkie występujące miejsca naznaczone „diabłem” (patrz recenzja ), co, jak mówił, poza wartością poznawczą (a i między wierszami – kathartyczną…) jest obowiązkiem pisarza sensacyjnego, który powinien osobiście zetknąć się z opisywaną materią. Rzeczywiście, ta „reportażowość” powieści sensacyjnych jest jednym z najważniejszych wyznaczników gatunku, którego nie musi mieć np. fantastyka czy choćby kryminał. Wystarczy pobieżnie rzucić okiem na biografie najważniejszych światowych pisarzy gatunku, by dostrzec naturalną tendencję do czerpania z własnych doświadczeń: rozwój literatury szpiegowskiej (patrz artykuł ) był przecież zasługą byłych bądź aktywnych pracowników wywiadu (LeCarre, Fleming…); wielu autorów sensacyjno-kryminalnych w Stanach ma za sobą praktyki prawnicze (Grisham) bądź dziennikarskie (Connelly). Zresztą powszechną praktyką amerykańskich rzemieślników pióra jest konsultowanie się ze sztabem fachowców z opisywanej dziedziny kryminalnej (Deaver).

Dotyczy to także detali fabularnych – zanim Grin powołał do życia swego nowego bohatera, byłego dominikanina, obecnie detektywa, Józefa Marię Dyducha, rozmawiał z byłymi jak i obecnymi dominikanami. Przy opisywaniu akcji dziejącej się w Sali Kongresowej Pałacu Kultury, ponoć osobiście wszedł pod scenę (!), by sprawdzić, jak wyglądało by zamontowanie tam materiałów wybuchowych (rzecz dotyczyła zamachu podczas dziecięcej konferencji).

Padła przy okazji również kwestia – zdradzenia finalnej rozgrywki na okładce Pana Szatana, czyli właśnie tego, iż czytelnik od początku ma wyłożone na ławę, że rzecz będzie zmierzać ku zamachowi na Pałac Kultury, co w samej fabule okazuje się dość późno. Grin klarownie zwrócił wówczas uwagę, iż jest to kolejnym wyznacznikiem odróżniającym literaturę sensacyjną od kryminalnej (a „kryminał” do dziś u nas bierze się za wielki worek, nie mając zbyt dużej świadomości różnic gatunkowych). Otóż dozwolone jest, by w „sensacjach” od początku wskazywać, ku jakiemu zagrożeniu intryga zmierza, gdyż ich celem jest przede wszystkim zbudowanie napięcia na tym, czy bohaterowi uda czy nie uda się owo zagrożenie zażegnać. W kryminale natomiast nie wolno ujawniać niczego, poza sytuacją wyjściową (trup, miejsce akcji, podejrzani, kto zabił?), gdyż na dojściu do rozwiązaniu zagadki polega esencja fabuły kryminalnej. Ergo – sensacja nie tyle pyta, KTO dokona/ł zaburzenia status quo, ile czy protagoniście uda się mu przeszkodzić.  (Deaver choćby eksponuje od razu KTO, a jeszcze na bieżąco pozwala nam grzebać mu w głowie! Czytelnik kryminalistę od początku zna, ale wie też, że śledczy, np. Lincoln Rhyme, go nie zna, i buduje napięcie na oczekiwaniu, czy go pozna czy nie!).

Do kolejnej różnicy między kryminałem, co wynika nieco z powyższego, jest właśnie przestrzeń owego status quo: kryminał, mówiąc najprościej, mówi o zagrożeniu jednostki / jednostek, sensacja zaś – o zagrożeniu większej społeczności: państwa, populacji, świata etc. Oczywiście ten rozmach przestrzeni może występować także w kryminałach, wówczas jest on tam elementem sensacyjnym, którego ujawnienie następuje w finale.

Podniesiono również, być może akademicko brzmiącą, sprawę ewentualnej motywacji potencjalnych zagrożeń przez opisywane w sensacjach wydarzenia. Choć wystarczyło by odbić piłkę argumentem, iż wszystko można wykorzystać w wierze złe i dobrej, wnioski poszły dalej: Grin zaznaczył ważną, profetyczną rolę gatunku (rzecz ma się identycznie z science fiction!); literatura sensacyjna, choć wychodząc od fikcji, naturalnie może prognozować i ostrzegać budując alternatywne sytuacje czy scenariusze polityczne (tutaj zwłaszcza podgatunek political fiction). Choć nie zawsze było to jasne: wspomniano sztandarową pozycję Toma Clancy’ego Dekret, gdzie samobójczy samolot rozbija się o Kapitol, w wyniku czego ginie większość rządu USA z prezydentem na czele… Choć Clancy był już wówczas pisarzem cenionym (1996 r.), pomysł takiego zamachu spotkał się wówczas z lekceważeniem…

Do  czasu…

W Stanach Zjednoczonych zresztą istnieją specjalne służby wewnętrzne „monitorujące” zawartość większości wydawnictw (patrz bliski temu motyw w filmie Siedem Davida Finchera!), wychwytując potencjalne „treści zagrażające”. Do tej pory nie udało się to, niestety, z Internetem.

Konkludując – choć padło podczas wieczoru jeszcze kilka ważkich treści – literatura sensacyjna, poza panoramą obyczajową czasu, może więc stanowić swoisty system wczesnego ostrzegania. I szkoda, gdyby nadal (jak to jest obecnie u nas) miałaby być nisko postrzegana. Dobra sensacja po prostu – próbuje zakląć Diabła.  A Grin w swej ostatniej powieści czyni to literalnie.