O tym, jak Agatha Christie... (cz. I), Gaja Grzegorzewska

O tym, jak Agatha Christie złamała wszystkie zasady obowiązujące w Klubie Detektywów (część I)


Uwaga, tekst zawiera spojlery!!!


W mojej kryminalnej robocie co jakiś czas, niczym bumerang, powraca postać Agathy Christie. Czasami odnoszę wrażenie, że pisarka wciąż nawiedza mnie zza grobu i nie zamierza przestać. Za każdym razem, gdy mi się zdaje, że z tego tematu wyciągnęłam już wszystko, co było do wyciągnięcia, nagle okazuje się, że wciąż jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa!

Jakiś czas temu, robiąc research do innego tekstu, natknęłam się na spis reguł obowiązujących w legendarnym Klubie Detektywów – stowarzyszeniu do dziś zrzeszającym autorów kryminałów. Reguły zostały zebrane przez członka klubu Ronalda Knoksa w roku 1920. Autorzy mieli obowiązek się ich trzymać, co w teorii miało być gwarantem zachowania wysokiego standardu dzieł. By wstąpić do stowarzyszenia, pisarze musieli podczas ceremonii inicjacji złożyć specjalną przysięgę.

Do najważniejszych zasad należała reguła ratio, która wykluczała ingerencję sił nadprzyrodzonych w fabułę. Niedozwolone było również utożsamianie mordercy z detektywem lub narratorem. Autorowi nie wolno było ukrywać przed czytelnikiem ważnych wskazówek. Pisarze musieli się pilnować, by nie nadużywać motywu: gangów, spisków, duchów, hipnozy, sekretnych przejść, Chińczyków i superprzestępców. Zabronione było stosowanie nieistniejących trucizn, źle widziane wprowadzanie do powieści bliźniaków oraz obsadzanie w roli morderców przedstawicieli prawa, lekarzy i dzieci.

Każdy w miarę zorientowany admirator literatury kryminalnej wie, że Agatha Christie została na jakiś czas z Klubu Detektywów wyrzucona za złamanie jednej z wymienionych powyżej reguł. Uczynienie mordercą narratora „Zabójstwa Rogera Ackroyda” w 1926 roku było spektakularnym twistem, który musiał nieźle członków klubu wkurzyć (zapewne najbardziej zdenerwowało ich to, że sami na taki pomysł nie wpadli!). Gdy się jednak uważnie przyjrzeć całemu dorobkowi Christie, to trudno byłoby właściwie znaleźć jakąkolwiek zasadę, której nie złamała lub sprytnie nie ominęła... Z klubu powinna być w zasadzie wyrzucana regularnie każdego roku.

Pierwszego narratora mordercę powołała do życia już w „Człowieku w brązowym garniturze” (powieści z 1924 roku, a więc wcześniejszej od „Zabójstwa Rogera Ackroyda”!). Potem ten chwyt zastosowała jeszcze w „Nocy i ciemności”. Detektywom i policjantom wielokrotnie przydzielała rolę mordercy, na przykład w „Bożym Narodzeniu Herculesa Poirot”, „Tragedii w trzech aktach”, „Tajemnicy siedmiu zegarów”, opowiadaniu „Człowiek we mgle”. I naturalnie w „Kurtynie”, jej ostatnim popisowym numerze, którym domknęła ten swój kilkudziesięcioletni proceder łamania zasad, przechytrzając czytelnika po raz ostatni.

Również regułę ratio złamała wielokrotnie. Najczęściej robiła to na tyle sprytnie, że ciężko jednoznacznie określić, czy naprawdę wplotła w fabułę zdarzenia nadprzyrodzone, czy może to tylko kolejna sztuczka. Tak jest w przypadku powieści „Noc i ciemność” i „Uśpione morderstwo” oraz kilku opowiadań z „Trzynastu zagadek”. Natomiast w „Tajemnicy Bladego Konia” i „Tajemnicy Sittaford” początkowo wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Okazuje się jednak, że tajemnicze wydarzenia znajdują całkiem racjonalne wyjaśnienie.

Takie połowiczne rozwiązania nie zadowoliły Christie, która kochała eksperymentować. Stworzyła więc tandem detektywów, składający się z amatora – pana Sattherwhite oraz Harleya Quina – ambasadora zmarłych, tajemniczą postać nie z tego świata, nawiązującą do maski arlekina z commedia dell’arte.

Pisarka namiętnie ukrywała przed czytelnikami wskazówki i tropy, czego wedle zasad nie powinna była robić. Tyle że ukrywała je właściwie na widoku, zgodnie ze stwierdzeniem, że „pod latarnią najciemniej”. Kluczowe dla rozwikłania tajemnicy motywy u Christie po prostu znikają w zatrzęsieniu elementów służących odwracaniu uwagi od tego, co naprawdę istotne. Z wirtuozerią wytrawnego magika udawało jej się budować kolejne zasłony dymne. Teoretycznie więc tego akurat punktu nie złamała.

Usunięcie pisarki z klubu po aferze wokół „Zabójstwa Rogera Ackroyda” argumentowano jej „niegodnym postępowaniem z czytelnikiem”, którego perfidnie oszukała. Tyle że akurat w przypadku kryminału odbiorca niczego innego nie pragnie równie mocno, jak zostać inteligentnie oszukanym.


cdn.


Gaja Grzegorzewska