Zabójczy spadek uczuć - przeczytaj fragment

 
Katarzyna Gacek, Agnieszka Szczepańska

Zabójczy spadek uczuć


/fragment powieści/

/czytaj o powieści/



Beatka westchnęła. W domu robiło się coraz zimniej. Chcąc nie chcąc, wygrzebała się w końcu spod koca i sięgnęła po stare gazety na podpałkę i drewno, które przyniosła wcześniej z szopy. Było dobrze wysuszone, więc szybko zajęło się jasnym płomieniem, ogrzewając białe kafle. Beata uwielbiała ten moment, kiedy piec z zimnego i odpychającego zmieniał się w ciepłe i przyjazne miejsce. Stała tak chwilę przy nim, grzejąc się, a potem poszła znowu do kuchni, żeby zrobić sobie kolację. Była bardzo głodna.
Weszła do środka, zapaliła górną lampę i nagle krzyknęła.
Światło wydobyło z mroku za oknem czyjąś twarz!
Beata przez chwilę wpatrywała się w nią, przerażona. 
A potem rzuciła się do drzwi wejściowych i gwałtownym ruchem przekręciła zasuwę.
Pobiegła do pokoju. Musiała znaleźć komórkę. Rozdygotana, wytrząsnęła zawartość torebki na podłogę. Złapała telefon i drżącą ręką wystukała numer Pawła. Nie odbierał.
Zadzwoniła jeszcze raz i wykrzyczała do słuchawki:
- Ktoś tu jest! Boję się okropnie! Pawełku, odezwij się szybko!
Potem przysiadła ostrożnie na brzegu krzesła. Wlepiła oczy w ciemny prostokąt okna, chociaż na samą myśl, że znowu zobaczy intruza, robiło jej się słabo.
Przez jakiś czas nic się jednak nie działo. Na dworze panowały nieprzeniknione ciemności. Gdzieś daleko we wsi poszczekiwał natarczywie pies i szumiały głośno drzewa w sadzie, targane silnym wiatrem. Becia zaczęła powoli odzyskiwać równowagę.
I nagle znowu za oknem zamajaczyła biała, niewyraźna plama twarzy.
Becia, przerażona, zerwała się na równe nogi. Twarz znikła równie nagle, jak się pojawiła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Rozległ się hałas, jakby ktoś biegł, przedzierając się przez rosnące wokół domu krzaki.
Zdenerwowanie Beatki sięgnęło szczytu. Trzęsącymi się rękami wybrała pospiesznie numer Moniki. "Jeśli ona nie odbierze, chyba zwariuję!!!" - pomyślała w panice. Trzy dzwonki, a potem w słuchawce zabrzmiał spokojny głos przyjaciółki.
- Tak, słucham?
- Jak to dobrze, że jesteś!
- Co się stało? Masz dziwny głos. Jesteś już w Czerwińsku?
- Tak! Monika, tu się ktoś kręci! Widziałam w oknie czyjąś twarz!
Monika potraktowała sprawę zdroworozsądkowo. Jak zwykle.
- Jaką znowu twarz? Uspokój się. Pewnie jakiś miejscowy zaglądał przez okno. Mało to się ciekawskich kręci?
- Ale to było przerażające! On tu ciągle jest. Przed chwilą znowu go widziałam!
- Eee tam, nie panikuj. Jak zwykle przesadzasz. Ktoś sobie wygłupy robił i tyle.
- Monisiu, ja tu jestem sama! Boję się! - wykrzyczała Beatka.
- O matko, gorzej niż z dzieckiem... Może ten ktoś chciał się włamać, zobaczył ciebie i zrezygnował, rozumiesz? Nie ma co podnosić alarmu. Zamknij porządnie drzwi i przestań się przejmować.
- A jak on się dostanie do środka? - wyjęczała Becia.
- Wiesz co, z tobą naprawdę jest coś nie tak. Dorosła jesteś. Sprawdź zamki i okna i po prostu idź spać. Zobaczysz, rano się będziesz z tego śmiała.
- Monisiu, posłuchaj... - zaczęła Becia i nagle krzyknęła w słuchawkę.
- Beata! Co tam się dzieje?! - zdenerwowała się natychmiast Monika.
- Tu coś stuka! Na ganku! On jest w środku! O Jezu, o Jezu, co ja mam robić?!
- Posłuchaj! Musisz się gdzieś schować! Leć do łazienki, zamknij się i dzwoń na policję! Szybko!
Beata posłusznie pobiegła do łazienki, przekręciła klucz i ostrożnie przysiadła na brzegu starej wanny.
W pomieszczeniu pozbawionym okna poczuła się wreszcie trochę bezpieczniej. Nie na długo.
Hałasy dobiegające od strony ganku przybrały na sile. Słychać było wyraźnie, jak ktoś dobija się gwałtownie do drzwi wejściowych. Beata zacisnęła spazmatycznie dłoń na komórce i przerażona wyszeptała:
- Monisiu, jest na ganku, dobija się…
- Beata, musisz … - usłyszała jeszcze, po czym połączenie nagle się urwało.
Becia spojrzała na ekran telefonu i zrobiło jej się słabo. Zamiast czterech kresek, które były tam jeszcze po południu, zobaczyła symbol pustej baterii.
- O Boże. Rozładowany! Jak to się mogło stać?
"Niemożliwe - pomyślała - to się nie dzieje naprawdę". Trwała w bezruchu, czekając, co stanie się dalej. Łomot do drzwi powtórzył się. Coraz bardziej natarczywy.


***