Tulipanowy wirus, Danielle Hermans

Autor: Ewa Dąbrowska
Data publikacji: 29 października 2015

Tulipanowy wirus

Autor: Danielle Hermans
Wydawnictwo: Wydawnictwo Marginesy

Jeden wirus epidemii nie czyni

Od momentu opublikowania po raz pierwszy Kodu Leonarda da Vinci autorstwa Dana Browna wielu autorów nabrało przekonania, że doskonałym pomysłem na powieść może być powiązanie współczesnej zbrodni ze starożytnym (lub choćby starym) artefaktem, zamierzchłym, acz wciąż dającym odczuwalne reperkusje spiskiem, wyrazistym (przynajmniej w opinii powielającego schemat epigona) bohaterem i mnóstwem akcji. Rzecz w tym, że nie każdemu ta sztuka się udaje, nie mówiąc już o tym, że wielu marketingowców przyczepia etykietkę „post-brownowskiego” każdemu utworowi, który zawiera choć jeden z wymienionych wcześniej elementów i wyrazistego bohatera.

To też, mam wrażenie, przytrafiło się powieści pióra Daniëlle Hermans „Tulipanowy wirus”, w fabule której czytelnik porusza się wśród rozproszonych i chaotycznie porozstawianych elementów, z których teoretycznie można by było poskładać mniej lub bardziej sensowną całość.

Zacząć jednak wypada od nakreślenia intrygi. Otóż we w miarę współczesnym Londynie zostaje zamordowany, a wcześniej poddany torturom, Frank Schoeller, zamożny miłośnik dawnej sztuki. W ostatnich chwilach życia towarzyszy mu siostrzeniec, Alek, któremu umierający powierza tajemniczą a wyjątkowo urodziwą księgę, będącą siedemnastowiecznym katalogiem tulipanów. Ukrywając skrzętnie przed – nader złośliwym i nie wiedzieć czemu zawziętym na głównego bohatera – policjantem informację o księdze, Alek wraz z przyjaciółmi, amsterdamskim antykwariuszem Damianem i jego żoną Emmą, rozpoczyna iście amatorskie śledztwo. Po piętach depcze mu zresztą nie tylko policja, adwersarzy jest znacznie więcej, a wszystko ma związek z wydarzeniami, które rozegrały się w siedemnastym wieku podczas tulipanowej gorączki.

Literacki zamysł pani Hermans nie jest zły. Ma jednak wady. Sporo wad. Po pierwsze: postaci są monochromatyczne (mimo ewidentnych starań autorki, by było inaczej), a ich wzajemne relacje prezentują się tak, jakby pisarka inspirowała się bohaterami cyklu J.K. Rowling i atmosferą Hogwartu. Nadto siląc się na zbudowanie migotliwej opowieści o związkach międzyludzkich, Hermans ewidentnie posiłkowała się schematami relacji znanymi z telenowel, nie tylko brazylijskich. Kliszowość, widoczna zwłaszcza w triadzie: Alek (którego imienia tłumacz nie potrafi odmienić ani razu)-Damian-Emma, obnażona zostaje zarówno przez nijakie emocjonalnie i logicznie chybione dialogi, jak i w modelach zachowań dosłownie przeniesionych z serialowych high school drama czy choćby takiego „Revenge”. Miłosne rozterki trojga bohaterów są naiwne, nieświeże i nie wnoszą absolutnie nic w dynamikę rozwikływania zagadki kryminalnej.

Układ narracji przypomina natomiast frenetyczne działania neurotycznej pensjonarki, która za punkt honoru postawiła sobie stworzenie unikatowego dzieła, miksując ze sobą krótkie migawki z dalekiej przeszłości z tym aktualnymi. Rzecz w tym, że metoda teledysku – bo o tym mówić można w wypadku tak, do pewnego momentu, afabularnych „pocisków” informacyjnych – nie sprawdza się zbyt dobrze ani w filmie, ani tym bardziej w tekście tak obszernym jak powieść. Przypomnę zresztą, że eksperymenty z sms-owymi fabułami nie przetrwały próby cierpliwości czytelników, którzy czasami preferują tradycyjne metody zapoznawania się życiem, światopoglądem czy determinantami bohaterów. W Tulipanowym wirusie czytelnik jest „przeganiany” od jednego ścinka narracji do kolejnego i następnych, gnany autorskim zamysłem, aby niepotrzebnie posiekaną fabułą zdynamizować akcję. Nie jest to według mnie wybór zasadny, ponieważ w rezultacie czytanie tej powieści przypomina dekonstruowanie literackiego hamburgera, w którym kucharz-pisarz-amator zmieszał wszystkie dostępne przyprawy, rodzaje mięs i warzyw, by uzyskać produkt wielowarstwowy i wielosmakowy. W tej sytuacji czytelnik może jedynie spróbować przejść na dietę, bo nawet skrupulatnie sporządzanym kryminałom zdarza się nadmiar niepotrzebnych detali, zbyt duża liczba bohaterów, klisz i zbędnych drugoplanowych dram osobistych.

Główny problem Hermans stanowi właśnie przeładowanie nazbyt różnymi elementami, co w praktyce oznacza słabą fabułę, nijaką intrygę, opartą przecież na fascynującym i dającym olbrzymie możliwości pomyśle z odwołaniem do gorączki tulipanowej z siedemnastego wieku. Tak modny od ponad dekady model powieści, których punkt centralno-zapalny stanowią wydarzenia pokazane na historycznym tle (lub z udziałem historycznych postaci), jest dowodem na spore zainteresowanie czytelników realizacjami tego typu, nawet jeśli pewne składniki uległy już banalizacji i pauperyzacji. Dobry rzemieślnik potrafi jednak tak skonstruować tekst, by był on interesujący, co udało się choćby Davidowi Hewsonowi w Porze na śmierć. Powieść Hermans zdominowała tymczasem tendencja do unikania kreślenia wyrazistych portretów postaci czy traktowania historii w kategoriach pewnej scenografii. Przede wszystkim zaś zgubiła autorkę – dużo bardziej irytująca nawet niż u Browna w Zaginionym symbolu – skłonność do erupcji erudycyjnej, w postaci nużących (co zabawne – nawet samego protagonistę, Aleka, choć akurat jego intelektualne możliwości nie są tu stosowną miarą) wykładów i lekcji dotyczących zdarzeń z siedemnastego wieku.

Podsumowując – „Tulipanowy wirus” raczej nie ma szans wywołać epidemii naśladowców, jak to było w wypadku „Kodu…” Browna. Jest to lektura irytująca, z nijakimi bohaterami, których problemy i rozterki nie wydają się autentyczne i nie potrafią pobudzić czytelniczej wyobraźni, że o empatii nie wspomnę. Intryga zaś kryminalna przypomina po prostu tę znaną z kilku innych realizacji, podaną bez polotu i specjalnej staranności. Stanowczo, epidemii nie będzie.

Ksenia Olkusz

 

Tulipanowy wirus
Daniëlle Hermans
Przekład: Małgorzata Woźniak-Diederen
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2015

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Tulipanowy wirus" Danielle Hermans

PRZECZYTAJ TAKŻE

NOWOŚĆ

Tulipanowy wirus, Danielle Hermans

"Tulipanowy wirus", powieściowy debiut Holenderki Daniëlle Hermans, to kryminał z akcją osadzoną we współczesnym Londynie i zagadką sięgającą siedemnastowiecznej ...

08 kwietnia 2015