Sztorm na Glenanach, Jean-Luc Bannalec

Autor: Ewa Dąbrowska
Data publikacji: 12 listopada 2015

Sztorm na Glenanach

Autor: Jean-Luc Bannalec
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne

Detektyw po bretońsku

Od pewnego czasu – wyraźnie w związku z poszukiwaniem nowych metod uatrakcyjniania schematu utworów kryminalnych – pojawia się coraz więcej powieści ogniskujących się wprawdzie wokół zbrodni i śledztwa, cenionych jednak przez krytyków, recenzentów i czytelników przede wszystkim za spostrzeżenia natury etnologicznej, trafność spostrzeżeń dotyczących nastroju danego regionu, specyfiki jego mieszkańców czy ekstraordynaryjności lokalnych potraw. Umiejętność zgrabnego łączenia motywów kryminalnych z kulinariami oraz obserwacjami obyczajowymi stanowi conditio sine qua non dobrze skonstruowanej narracji, czego dowodem są udane powieści Andrei Camilleriego i chybione (bo niepotrzebne zaangażowane ideowo) utwory Donny Leon.

Przykładem niezbyt fortunnej realizacji jest również powieść Jeana-Luca Bannaleca „Sztorm na Glenanach”, będąca drugą częścią opowieści o poczynaniach ekscentrycznego komisarza Dupina. Tym razem dzielny a irytująco zneurotyzowany policjant zmaga się ze sprawą potrójnego morderstwa dokonanego na prominentnych przedsiębiorcach w malowniczych turystycznych Glenanach. Rozwikływaniu zagadki towarzyszą powtarzające się tarcia pomiędzy głównym bohaterem a jego nielubianym współpracownikiem; nie ułatwia też sprawy uwikłanie ofiar w lokalne rozgrywki polityczno-ekonomiczne i początkowe trudności w ustaleniu zarówno tożsamości zabitych, jak i powiązań między nimi.

W założeniu „Sztorm na Glenanach” ma być utworem kryminalnym, w którym – przynajmniej wedle blurba – istotny element stanowią opisy kulinariów oraz przyrodnicze. Te pierwsze jakoś giną w natłoku scen ze znerwicowanym protagonistą, stanowiąc przede wszystkim pean na cześć lokalnych homarów. Przy czym sam ich smak nie zostaje jakoś w deskrypcji przywołany, za to autor wyraźnie chełpi się wiedzą na temat tego, czym jedna odmiana homara różni się od innej – jak gdyby faktycznie obchodziło to czytelnika. Kulinarne ekscesy sprowadzają się zaś do zamawiania przez komisarza hektolitrów kawy i bezustannego wymyślania, co by tu zjeść na śniadanie/lunch/obiad/kolację i cokolwiek pomiędzy. Ta sama miałkość cechuje opisy przyrody mające kształt niezwykle nudnych relacji na temat zmienności pogody na archipelagu.

Irytująca to powieść i pretensjonalna; to samo rzec można o głównym bohaterze, który jest nieprzeciętnie… przeciętny, bo złożony z szeregu klisz; ich nagromadzenie powoduje u czytelnika ból głowy oraz innych części ciała, o których nie wypada wspominać w recenzji. Policjant ma wyraźnie problem ze spriorytetyzowaniem zadań, miotając się od pomysłu do pomysłu i przez zupełny przypadek odkrywając niektóre powiązania, kapryśnie ignorując rozkazy przełożonych, puszczając mimo uszu ich zalecenia i zachowując się tak, jakby nie było na świecie innego detektywa. Rozumiem, że presja reinterpretowania archetypu śledczego jest obecnie ogromna, w dodatku nietypowe postaci są teraz bardzo trendy, jednak irracjonalne zachowania muszą mieć swoje granice i być dopełnione jakąkolwiek sensowną treścią. U Bannaleca bohaterowie funkcjonują na zasadzie „wymyśliłem, to jest”, co zdecydowanie negatywnie wpływa na jakość fabuły, zaburzając tok intrygi niepotrzebnie wstawionymi dialogami czy scenami, które nie mają uzasadnienia. Ja, oczywiście, rozumiem, że wizja autora jest ważna, jednak z literaturą bywa jak z papierem toaletowym – wynaleziono go do obsługi określonej części ciała, nie na odwrót. Takoż i pisarz szanować powinien cierpliwość odbiorcy i zamiast epatować nagromadzonymi a nieuzasadnionymi psychozami bohatera, skupić się na wnikliwszym oddaniu atmosfery lokalnej, wszak temu ponoć służyć miał lokalny sztafaż.

„Sztorm na Glenanach” jest utworem zdecydowanie wymagającym dopracowania zarówno na poziomie konstrukcji postaci, jak i samej kryminalnej intrygi. Bannalecowi brak polotu, oryginalności, które próbuje zrekompensować toporną strukturą postaci, udziwnionymi relacjami interpersonalnymi czy próbami zbudowania tzw. lokalnego klimatu. Nie jest to książka doszczętnie zła, a po prostu nudna i ten zarzut pod adresem kryminału zdaje się wyczerpywać wszelką argumentację. Kto nie musi, niech nie czyta.

Ksenia Olkusz


Sztorm na Glenanach

Jean-Luc Bannalec
Przekład: Elżbieta Kalinowska
Wydawnictwo Czarne
Seria "Ze Strachem"
Wołowiec 2015

 

Recenzja pierwszej powieści Bannaleca, "Śmierć w Pont-Aven"

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Sztorm na Glenanach" Jean-Luc Bannalec

PRZECZYTAJ TAKŻE

NOWOŚĆ

Sztorm na Glenanach, Jean-Luc Bannalec

"Sztorm na Glenanach" to druga powieść z komisarzem Dupinem w roli głównej. Tym razem Jean-Luc Bannalec zabierze swoich bohaterów i czytelników na Glenany - malowniczy ...

24 czerwca 2015

RECENZJA

Śmierć w Pont-Aven, Jean-Luc Bannalec

„Śmierć w Pont-Aven” można odbierać dwojako. Jako kryminał wypada słabo, ale jako opowiastka o Bretanii podlana kryminalnym sosem – bardzo przyjemnie. ...

22 sierpnia 2014

NOWOŚĆ

Śmierć w Pont-Aven, Jean-Luc Bannalec

Niezwykłe zwroty akcji, błyskotliwy humor, ciekawe postaci i barwne bretońskie krajobrazy - tak zapowiada się powieść "Śmierć w Pont-Aven" Jeana-Luca Bannaleca (pod ...

23 lipca 2014