Lekcje Pasikowskiego, cz.3


Poprzednia część

Sam Pasikowski twierdził na spotkaniach promocyjnych, iż Reich miał być kolejnym filmem traktującym o męskiej, prawdziwej przyjaźni. Oto dwaj zawodowi zabójcy, Alex (Linda) i Andre (Mirosław Baka) trafiają na urlop do Sopotu. Obaj wikłają się tam w romanse: Andre w początkującej modelce, Alex w kobiecie Wieśka, miejscowego mafijnego bossa. Bossa, z którego ludźmi obaj bohaterowie zadrą już pierwszego wieczoru.

I wszystko gra tu stricte po „pasikowsku”: jest cynizm, humor, strzelanina, duże pieniądze i zdradliwe kobiety… Tyle, że Pasikowski przestawił swe tradycyjne, męskie ikony. Otóż wszystkie kreacje Lindy pod przykrywką grubej skóry kryły jednak naiwną miłość i liryzm. Tym razem taką postać gra Andre: twardziel, który zakochuje się szczeniacko we wciąż ćpającej małolacie. To z jego ust płyną – ewidentnie przesadzone! – dialogi o „prawdziwej, zagubionej dawno miłości, wierności i lepszym życiu we dwoje”. Brzmi to tyleż kiczowato, ileż hiperbolicznie – zwłaszcza, że jest zawsze kontrowane przez pozbawione złudzeń argumenty Alexa. Inaczej: kreacja Lindy to suma poprzednich kreacji, Baka natomiast gra Lindę z pierwszego okresu kina Pasikowskiego.

Krytycy jednak już po pierwszych spotkaniach zaczęli wątpić, że Pasikowski de facto sparodiował samego siebie, ten wydawał się bowiem być zdziwiony parodiowym odczytywaniem filmu. Uparcie twierdził, że miał być to film sensacyjny, lecz jak najbardziej poważny.

To, czy „Pasikowski strzelał w koło” należy chyba pominąć, gdyż jeśli miał rację, Reich należało by nazwać jednym z bardziej kiczowatych filmów w Polsce. Szkoda tych ambiwalencji tym bardziej, iż w całej fabule nagromadzono wiele sygnałów puszczania oka do widza: początkowy monolog zawodowych zabójców, figury Pajaca i Cygana, wystylizowana, erotyczna scena Iwony i Andre, czy też wybitnie grające kiczem plażowe sceny slow motion. A może Pasikowski swymi wypowiedziami tylko z nami się droczy?

Reżyser jest też znany ze specyficznego, heroiczno – romantycznego budowania nastroju we wszystkich swych filmach. Kilka scen – tak obrazem, jak i ilustracją muzyczną, można by nazwać esencją poetyki reżysera, a także – jednymi z najważniejszych scen w historii naszego kina. Deszczowe smugi cienia na ścianach w Psach, „zbity” monolog Franza Maurera i solowa trąbka kompozycji Michała Lorenca to czysta estetyka noir. Podobne rozwiązania mamy w scenie rozstania Iwony i Andre – tu muzykę komponuje sam Tomasz Stańko. Heroicznego bohatera-męczennika mamy w ostatniej scenie Operacji Samum: Marek Kondrat powoli idący na Irackich strażników połączony z muzyką Bregovica (wraz z Podhalańską stylizacją) to dreszcze w najlepszym stylu. Podobnie patetycznie ilustruje Pospieszalski scenę walki z bandytami w płonącej wiosce Demonów wojny – tutaj znajdziemy oczywiście echa bałkańskie. Piękny, zakrawający na kicz romantyzm w finałowej scenie Psów II to znów Michał Lorenc.

Nieodłączny jest także u Pasikowskiego alkohol: to właśnie alkoholowe rozmowy są wykładnikami morałów filmu; alkohol nie jest jednak pustym, kojarzącym się z rodzimymi stereotypami odniesieniem, lecz typowo męskim artefaktem, jedynym możliwym rodzajem transgresji dla steranego życiem twardziela. W Reichu (monolog Lindy na molo) wyeksponowano to zresztą brawurowo.

Warto teraz bliżej pochylić się nad kobiecą kwestią kina Pasikowskiego.


C.d.n.