Martin Solares
Twarz Busa robiła się coraz czerwieńsza i czerwieńsza, jakby w środku coś się gotowało i zaraz miało wykipieć. Wtedy dał się słyszeć klik i Bus zdał sobie sprawę, że Taurus PT-99 Treviña wymierzony był przez cały ten czas w jego brzuch. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a silnik mruczał i pracował miarowo. Wtedy kierowca puścił detektywa i głęboko odetchnął. Treviño schował taurusa za pasek, powoli, i poprawił sobie koszulę.
– Nie jesteś jedynym w tym cholernym mieście, którego przymknięto za wszczynanie awantur. A jeśli pan de León zatrudnił cię, mimo że byłeś notowany, to znaczy, że musiałeś mieć bardzo dobre rekomendacje. Kto cię polecił na to stanowisko?
Bus nie odpowiedział od razu:
– Deputowany Campillo.
– Znam go – stwierdził Treviño. – To ten, który ma sieć barów z tortillami… Porządny gość. W którym pudle siedziałeś?
Bus znów zwlekał z odpowiedzią.
– W Laredo. Tylko czterdzieści osiem.
Treviño pokiwał głową i nie odzywali się do następnych świateł. Wtedy Bus zapytał:
– Po jaką cholerę pytasz pan o to wszystko?
– Bo zazwyczaj porywacz tego typu kobiet to ktoś bliski, mający przynajmniej jakiś kontakt z ofiarą i spore możliwości, by ją porwać. Profile są dwa: psychopata, który chce zaspokoić swoje niskie instynkty, oraz biznesmen, któremu chodzi o pieniądze.
Bus patrzył przed siebie, bez słowa. Wtedy detektyw zadał jeszcze jedno pytanie:
– A tobie się ona podoba?