Są takie powieści, które od pierwszego zdania przykuwają czytelniczą uwagę, bo są autorzy zdolni napisać kilka słów o magnetyzującym działaniu. Jednak w wypadku debiutu jest to rzecz niemal niespotykana (oczywiście z chlubnymi wyjątkami) i udała się ona całkowicie Karolinie Szewczykowskiej, autorce „Drugiej strony miasta”. Dynamiczna narracja sprawia bowiem, że rozciekawiony czytelnik chłonie kolejne strony, poznając przy tym następnych bohaterów i obserwując rzeczywistość z ich perspektywy. I jak w to w dobrej kryminalnej narracji bywa, te rozmaite punkty widzenia, jak dobrze wykoncypowany mechanizm, zaczynają się ze sobą łączyć, zbierać w całość, tworząc spójną, pełną sekretów opowieść. Niełatwa to sztuka w jednej fabule zebrać tyle skomplikowanych elementów, a jeszcze trudniejsza ze swadą to wszystko przedstawić.
Są takie powieści, w których nadmiar wątków i bohaterów po prostu przeszkadza, lecz książce Szewczykowskiej wychodzi ów naddatek na dobre. Autorka jest bardzo rozważna i dokładna w swoich wyborach, widać wyraźnie, jak bardzo przemyślana jest kompozycja „Drugiej strony miasta”, ile wysiłku włożono w zbudowanie wiarygodnych postaci, ich wzajemnych relacji, subtelnych powikłań między nimi czy mniej subtelnych antagonizmów. Autorka doskonale poradziła sobie z logistyką i w taki sposób powiodła narrację, że trudno się w niej zagubić. Dobrze napisane dialogi i bardzo barwne sceny o zabarwieniu humorystycznym, a niekiedy i dramatycznym dopełniają koncertowo wprost napisanej fabuły.
Są takie powieści, w których antypatyczna ofiara nijak nie może zyskać sobie przychylności czytelnika, jednak w wypadku „Drugiej strony miasta” tak nie jest. Wraz z rozwojem wydarzeń pompatyczna, pełna egzaltacji Luiza Orłowska okazuje się kobietą bardzo kruchą, zdominowaną przez tragiczne sploty okoliczności, uwikłaną w mroczne i okrutne sprawy. Z chaosu wyłania się porządek i widać wyraźnie, że autorce powieści udało się tchnąć sporo autentyzmu w rysy psychologiczne bohaterów, w przekonujący sposób skonstruować ich motywacje i pokazać, co tymi ludźmi, ich wyborami czy decyzjami kieruje.
Są wreszcie takie powieści, które w finale przynoszą czarujące wprost zaskoczenie, rozwiązanie, sprawiające, że czytelnikowi aż zapiera dech w piersiach. Niestety tej sztuki już Szewczykowska nie dokonała, proponując bardzo pospolite w swej niepospolitości rozwiązanie zagadki. Nie idzie mi tutaj o to, że nie zostałam zaskoczona personaliami sprawcy, ale o to, że kreatywność autorki zakończyła się na wynaturzonych motywacjach towarzyszących zbrodni i omalże operetkowym powikłaniu losów poszczególnych postaci. To przekombinowanie nie dyskwalifikuje utworu całkowicie, jednak zostawia pewien absmak. Rzecz jasna nie każdy debiut jest i musi być idealny, wszelako jeśli coś doskonale się zaczyna, równie wspaniale rozwija, to i zakończyć powinno się w sposób niebanalny. Tej właśnie niewymuszonej pomysłowości życzę Szewczykowskiej na przyszłość.
Co łączy dwie kobiety, które giną prawie w tej samej chwili? Dlaczego policjant strzela do swojego syna? Kim jest zagadkowy mężczyzna, który postanowił zostać ...
17 stycznia 2017