Posterunek w Agios Nikolaos, piątek, 15 września, godzina 9.21
– Dużą ma pan ekipę?
– Duże ekipy, proszę pani, były na początku dwudziestego wieku. Kiedy archeolog siedział cały dzień na składanym krzesełku pod parasolem i czekał, aż robotnicy przyniosą mu wykopane złoto i kość słoniową.
Przez chwilę panowała cisza, a potem Marina powiedziała, wcale nie podnosząc głosu:
– Panie Mara, już pana prosiłam...
– Nie, nie mam dużej ekipy. Romanos Kallergopoulos nadzoruje całość i zastępuje mnie w razie potrzeby. Poza tym jest Annika Driecxs, Jana Hnilová, Yacinta Hernandes – liczyłem na palcach – Melissa Drousaki, Alekos Papagiannis, Jason Leut i Sarah Yo. No i ja. To razem dziewięć osób.
– Ale jeszcze...
– I jeszcze Ifigenia Mitropoulou. Ona pracuje na stanowisku niedaleko, ale to ten sam projekt. Pracuje razem z... – zawahałem się. – Pracowała z nią Mona Abano. Moja asystentka.
Marina albo nie wyczuła napięcia w moim głosie, albo po- stanowiła go nie komentować. Przez chwilę szeleściła papierami.
– Czyli jedenaścioro – powiedziała w końcu. – Zawsze w takim samym składzie czy czasem się zmieniacie?
Poprawiłem się na krześle. Niewiele to pomogło, nadal było mi twardo i niewygodnie.
– Jestem ślepy. Wykopaliska, którymi kieruję, muszą być do tego dostosowane. Wszelkie zmiany wprowadzają niepotrzebny chaos. Więc tak, zawsze pracujemy w takim samym składzie.
Znowu zapadła cisza. Nawet mucha zniknęła. To znaczy na pewno była w pokoju, drzwi i okna pozostały zamknięte, ale nie bzyczała, więc dla mnie przestała istnieć.
– ...na wykopaliskach? – Słucham? – Panie Mara, to jest przesłuchanie. Proszę się skoncentrować. Pytałam, jak pan sobie radzi na wykopaliskach. Nie rozumiałem, o co jej chodzi. – Jest pan niewidomy.
– Ślepy.
– Tak, ślepy. W każdym razie wykopaliska to dziury w ziemi, przez które łatwo można się przewrócić.
– Co pani nie powie – mruknąłem, ale tak, żeby nie dosłyszała.
Mówiła dalej:
– Te dziury powstają co chwila w nowych miejscach. Mój kuzyn jest archeologiem i czasem mi opowiada, jak wygląda praca. To musi być bardzo trudne dla kogoś, kto nie widzi.
Wyciągnąłem dłoń i znowu dotknąłem szklanki z wodą. Szkło było jeszcze cieplejsze niż poprzednio, nagrzało się na słońcu. Westchnąłem.
– Nie wiem, jak to pani wytłumaczyć. – Niech pan spróbuje. – Tworzę mentalne trójwymiarowe mapy przestrzeni, w których zbiory punktów oznaczają obiekty stałe, takie jak wykopy i zabytki, a wektory obiekty poruszające się, czyli moich współpracowników.
– Serio? – Nie. Milczała przez chwilę. W końcu zapytała cicho. – Jak pan sobie radzi na wykopaliskach, panie Mara? – Tak jak wszędzie – odpowiedziałem wyjątkowo zgodnie z prawdą. – Zapamiętuję. Wszystko. Przestrzeń, odległości, kąty, obiekty...
– To musi być trudne.
– Skoro dałem radę zabić Oliwię i Monę, to radzę sobie też ze znalezieniem drogi przez wykopy.
Nie znalazła na to odpowiedzi. Nie od razu.