Jak makiem zasiał, Anna Trojan

Odrobina retro

Polski rynek kryminału systematycznie rośnie, a w ręce czytelników coraz częściej wpadają debiuty. Jednym z nich jest powieść „Jak makiem zasiał”. Tym razem w roli autorki powieści kryminalnej po raz pierwszy wystąpiła Anna Trojan, uczestniczka Kryminalnych Warsztatów Literackich organizowanych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału – efektem tego udziału było opowiadanie „Czym jest śmierć”, opublikowane w zbiorze „Zaułki zbrodni”(Wydawnictwo Dolnośląskie, 2011). Trojan jest absolwentką farmacji i etnologii medycyny i naukowo zajmuje się historią leków. Wiedzę zdobytą w pracy wykorzystała w swoim kryminalnym debiucie – szkoda tylko, że w tak małym stopniu.

Akcja powieści „Jak makiem zasiał” rozgrywa się w małym miasteczku na Mazowszu. Nie poznajemy jego nazwy, bo i nie ma takiej potrzeby – to miasteczko, jakich wiele, z kościołem, szpitalem i cmentarzem, stanowi jedynie tło. Życie toczy się tu spokojnie – do czasu, gdy ktoś zaczyna rozkopywać groby i bezcześcić zwłoki. Sprawę rozwiązuje komisarz Kornel Połżniewicz, który do pomocy ma dwóch niezbyt rozgarniętych asystentów: Trzeciego i Drużyńskiego. Trop prowadzi do miejscowego szpitala dla obłąkanych. Czy tajemnicze eksperymenty prowadzone przez jednego z lekarzy mają jakikolwiek związek z „oprawcą” – tego próbuje dowiedzieć się policja. Co więcej, niemal w tym samym czasie miejscowy student popełnia samobójstwo, a córka rzeźnika, Adela, ucieka z domu. Każdy choć trochę doświadczony czytelnik domyśli się, że te sprawy się łączą. Ale sposób, w jaki to robią, nie jest już tak łatwy do przewidzenia.

Trojan osadziła akcję powieści w XIX wieku, czyli w nasze ręce trafia kryminał retro. Szkoda tylko, że na tle innych przedstawicieli tego podgatunku – choćby powieści Marcina Wrońskiego czy Konrada Lewandowskiego – wypada co najwyżej średnio. O ile bowiem w tamtych powieściach autorzy dbają o szczegóły, które pozwalają nam przenieść się w czasie, o tyle w „Jak makiem zasiał” tych szczegółów po prostu brak. Owszem, policjanci działają trochę inaczej niż współcześnie, ludzie jeżdżą dorożkami, a Połżniewicz pali fajkę – ale brak tu jakichś ciekawostek z przeszłości, które pozwoliłyby czytelnikowi przenieść się w czasie. A przecież autorka z pewnością zna takowe, właśnie z uwagi na wykonywany przez siebie zawód.

Dziewiętnastowieczna wiara w zabobony, akcja rozgrywająca się w dużej mierze na cmentarzu (czego jak czego, ale trupów tam nie brakuje) i w domu dla obłąkanych oraz niemal nieustannie padający deszcz – te elementy wskazują, że powieść „Jak makiem zasiał” powinna być mroczna. A nie jest. Jakoś brakło tu klimatu grozy. Niby gdzieś tam jest oprawca, jest też morderca – a my i tak się nie boimy.

Na szczęście powieść „Jak makiem zasiał” ma też zalety – i te przeważają. Bo choć Annie Trojan nie udało się oddać klimatu XIX wieku, to klimat małego miasteczka – jak najbardziej. Postaci również są interesujące. Główny bohater, komisarz Połżniewicz, to zwyczajny starszy pan z irytującą małżonką, która uwielbia plotkować i wpadać w histerię. Uwagę zwraca również ciekawy styl Autorki, stanowiący odwrotność tego, z czym zwykle mamy do czynienia w kryminałach retro: dialogi postaci są tutaj jak najbardziej współczesne, stylizowane za to są partie narracyjne. Trudno powiedzieć, czy to zaleta, czy wada – ale na pewno cecha świadcząca o oryginalności.

Na koniec wspomnę jeszcze o czymś, czego obecnie nie można nie docenić, czyli o objętości książki.  Powieść Anny Trojan jest niewielka, zdecydowanie mniejsza niż większość współczesnych kryminałów – i bardzo dobrze, bo dzięki temu akcja jest skondensowana, a czytelnik pozbawiony zbędnych opisów i rozwlekłych dialogów. I za to czytelnik jest wdzięczny. A przynajmniej ja jestem.


Ewa Wrona

Jak makiem zasiał
Anna Trojan
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2012